Konferencja w Pałacu Elizejskim, w której udział wzięło 320 dziennikarzy, w tym blisko jedna trzecia korespondentów zagranicznych, była wydarzeniem bez precedensu podczas prezydentury Macrona i miała być odpowiedzią na rozpoczętą w styczniu debatę narodową oraz reakcją na powtarzające się od listopada protesty "żółtych kamizelek".

Przed sesją pytań i odpowiedzi Macron, otoczony przez swych ministrów, wygłosił blisko godzinne expose, w którym podkreślił, że rząd dzięki debacie i konsultacjom społecznym zrozumiał frustracje i niepokoje Francuzów, zastrzegł jednak, że nie zrezygnuje z reform mających uzdrowić gospodarkę kraju.

Francuzi "odczuwają głęboko niesprawiedliwość podatków, niesprawiedliwość społeczną", czują się zignorowani przez elity i pozbawieni wystarczającego wpływu na procesy polityczne, niepokoi ich "islam polityczny", który rodzi ekstremistów, martwią niedobory infrastruktury i usług publicznych na prowincji - podsumował Macron.

Obiecał "znaczące obniżenie" podatku dochodowego, które trzeba będzie jednak zrekompensować oszczędnościami rządu oraz większym nakładem pracy Francuzów.

Reklama

Proces decentralizacji i reform administracji publicznej rozpocznie się na początku 2020 roku, a jego plan premier Edouard Philippe przedstawi w maju.

Wprowadzone zostaną reformy szkolnictwa, indeksowane będą emerytury nieprzekraczające 2 tys. euro.

Rząd powoła specjalną radę do spraw zmian klimatycznych i ochrony środowiska - powiedział prezydent, ale nie sprecyzował zakresu obowiązków i uprawnień takiej struktury.

Macron obiecał też, że "będzie nieugięty wobec politycznego islamu", który "chce się oderwać od Republiki".

Aby odpowiedzieć na żądania Francuzów dotyczące ich wpływu na politykę, Macron zapowiedział zmodyfikowanie przepisów dotyczących referendów, które teraz można będzie zorganizować, jeśli wniosek w tej sprawie podpisze milion osób. Do tej pory, aby rozpisać plebiscyt, trzeba było przedstawić podpisy 10 proc. wyborców.

Prezydent odniósł się do protestów "żółtych kamizelek", które rozpoczęły się w listopadzie, i powiedział, że były one "słusznymi roszczeniami", na które nie należy patrzeć przez pryzmat agresji, która czasem towarzyszyła demonstracjom.

Prezydent zwrócił jednak uwagę na to, że z czasem żądania uczestników ruchu stały się częściowo sprzeczne, a marsze zawłaszczały raz po raz ugrupowania agresywne.

Wystąpienie Macrona to podsumowanie "wielkiej debaty" o naprawie państwa, którą zainicjował sam prezydent, by poniekąd rozbroić agresję "żółtych kamizelek" i dzięki szerokim konsultacjom postawić właściwą diagnozę społeczną. Jednak według najnowszych sondaży tylko 24 proc. Francuzów sądzi, że debata przyniesie wymierne rezultaty.

Jak komentuje AFP, prawdziwej odpowiedzi na wystąpienie prezydenta i jego diagnozę udzieli ulica - jeżeli nie ustaną sobotnie demonstracje "żółtych kamizelek", to "wielka debata" nie zneutralizowała ich gniewu i frustracji.

>>> Czytaj też: Polskie żółte kamizelki formują szeregi. Pocztowcy szykują się do strajku