W ostatnich kilku dekadach w bankowości komercyjnej nastąpił ogromny skok technologiczny. Obserwowaliśmy go także w Polsce, gdzie przed 30 laty banki dopiero raczkowały, a dziś wykorzystują technologie, często nowocześniejsze niż ich spółki matki, w krajach wysoko rozwiniętych. Rewolucja technologiczna była wynikiem zastosowania informatyki, komputerów wielkiej mocy oraz oprogramowania. Od początku XXI wieku banki powszechnie wykorzystują do obsługi klientów internet. Bankowość stoi w obliczu kolejnej rewolucji – konkurencji globalnych korporacji, jak Facebook, Google, Amazon, Apple, Alibaba. Ich siła wymusi restrukturyzację banków, ale niektóre może też doprowadzić do upadku. To również poważne wyzwanie dla nadzorów finansowych, zapewniających klientom banków bezpieczeństwo i stabilność makroekonomiczną.

Skok Facebooka do świata finansów

Pod koniec lutego „The New York Times” doniósł, że Facebook zamierza stworzyć własną kryptowalutę, która będzie wykorzystywana w aplikacji WhatsApp, której Facebook jest właścicielem, aby ułatwić transakcje między użytkownikami. Założona przez Zuckerberga korporacja konkuruje na tym polu z innymi firmami technologicznymi, mając nad nimi przewagę – w kapitalizacji i w liczbie użytkowników. Jednym z konkurentów jest Telegram – darmowy, niekomercyjny komunikator internetowy bazujący na chmurze obliczeniowej. Jego użytkownicy mogą wysyłać wiadomości, zdjęcia, filmy oraz pliki różnego typu. Należy do dwóch firm zarejestrowanych w rajach podatkowych: Dogged Labs Ltd i Telegraph Inc., których właścicielami są Paweł i Mikołaj Durowowie. Mimo pogłosek o nieprawidłowościach w firmach Durowowów, braciom udało się pozyskać 1,7 mld dolarów od anonimowych inwestorów na stworzenie kryptowaluty, przy pomocy której użytkownicy komunikatora będą się rozliczali.

Facebook w porównaniu z Telegramem jest gigantem. Wartość giełdowa korporacji wynosi przeszło 500 mld dolarów, czyli mniej więcej tyle, ile PKB Belgii. Należące do korporacji media społecznościowe: Facebook, Messenger, WhatsApp i Instagram mają łącznie 2,7 mld użytkowników, czyli ponad 1/3 ludności świata. Korporacja pracuje nad stworzeniem własnej kryptowaluty, którą użytkownicy aplikacji WhatsApp, będą mogli przesyłać on-line w ramach kraju lub za granicę.

Reklama

Waluta Facebooka, w odróżnieniu od bitcoina ma być stabilna i powiązana z koszykiem silnych walut realnie istniejących. Nie stanie się więc przedmiotem spekulacji, a ma jedynie umożliwiać przekaz pieniędzy poprzez aplikacje należące do korporacji. Będzie to szczególnie dogodne w krajach słabiej rozwiniętych, gdzie sieć banków jest niewystarczająca i istnieją ograniczenia w transferach zagranicznych walut. Także sposób tworzenia waluty Facebooka ma być odmienny od bitcoina, który wymaga komputerów wielkiej mocy i pochłania duże ilości energii. Szczegóły dotyczące waluty Facebooka są na razie nie znane. Nie wiadomo, czy będzie podlegała regulacjom giełdowym, czy też korporacja zachowa nad nią kontrolę. Według nieoficjalnych informacji Facebook rozważa możliwość skorzystania z technologii blockchain, która umożliwia przechowywanie zapisów transakcji finansowych na wielu komputerach, a nie na jednym dużym systemie centralnym.

Z pewnością nowa usługa płatnicza stanowić będzie konkurencję dla kart płatniczych. Dwie największe firmy obsługujące karty kredytowe na świecie Visa i MasterCard zapewniają możliwość zawierania transakcji bezgotówkowej, a następnie rozliczają te transakcje z bankami, wystawiającymi karty. Jeśli Facebook wyemituje własną walutę cyfrową, a jej użytkownicy będą mieli mobilny portfel na Facebooku, to zapotrzebowanie na karty kredytowe zacznie spadać. Aplikacje, umożliwiające zakupy w sklepach internetowych już są często zintegrowane z Facebookiem. Korporacja bez trudu może przekonać klientów – poprzez reklamy oraz promocje – by korzystali z jej systemu płatności, a nie z tradycyjnych kart kredytowych lub konta PayPal. Zachętą będą też minimalne koszty transakcyjne, brak prowizji przy wymianie walut i prosty system, pozwalający dokonywać zakupów przez internet na całym świecie.

Wprawdzie stwierdzenie, że w ten sposób Facebook stanie się nowym bankiem centralnym, jest przesadą, ale upowszechnienie płatności poprzez walutę cyfrową może być dla istniejących banków centralnych wyzwaniem. Po pierwsze – zmniejszy się zapotrzebowanie na pieniądz realny. Po drugie, alternatywny pieniądz cyfrowy może powodować inflację i nie będzie wrażliwy na tradycyjne instrumenty, za pomocą których banki centralne kontrolują wzrost cen.

Dysponujący miliardami klientów Facebook może być też groźną konkurencją dla tradycyjnych banków komercyjnych, gdyż odbierze im część dotychczasowej aktywności przynoszącej zyski. Choć brzmi to jeszcze jak science-fiction cyfrowa waluta Facebooka może stać się najczęściej używaną na świecie, co w oczywisty sposób wpłynie na rynki walutowe i kursy walut.

Google wchodzi do gry

Śladami Facebooka podąża Google. W grudniu 2018 roku Google Payments otrzymał od Litwy licencję na pieniądze elektroniczne, która umożliwi świadczenie usług finansowych w całej Unii Europejskiej. W ciągu ostatnich trzech miesięcy bank centralny Litwy wydał 39 podobnych zezwoleń.

Licencja umożliwia firmie Google płatności, wydawanie pieniędzy elektronicznych i zarządzanie portfelami wirtualnymi, w tym elektroniczne przechowywanie i przekazywanie środków klientów. Google jest jednym z ostatnich gigantów technologicznych, którzy uzyskali pozwolenie na działalność w Unii Europejskiej w dziedzinie usług finansowych. Facebook i Amazon zezwolenie takie mają od 2016 roku.

W styczniu tego roku Google ogłosiła połączenie Google Wallet i Android Pay, dzięki czemu powstało ujednolicone rozwiązanie – Google Pay.

Licencja na pieniądz elektroniczny nie pozwoli Google oferować pełnych usług bankowych, takich jak udzielanie pożyczek lub kredytów hipotecznych. Google Pay mogą służyć do dokonywania zakupów online lub za pośrednictwem aplikacji, a także płacenia w sklepie urządzeniem mobilnym. Litwa jest drugim po Wielkiej Brytanii krajem UE, pod względem liczby udzielonych licencji na płatności elektroniczne. Jest to świadoma polityka tego kraju, który chce być w UE liderem w dziedzinie technologii finansowych (FinTech).

Chińska konkurencja

Stany Zjednoczone jeszcze długo pozostaną ważnym graczem w dziedzinie innowacji finansowych, ale Dolina Krzemowa nie ma na innowacje monopolu. To w Chinach, a nie w bogatych krajach Zachodu są najbardziej aktywne w usługach finansowych wielkie firmy technologiczne (BigTech). Chińskie banki przeskoczyły niektóre etapy rozwoju, inwestując od razu w rozwiązania bardziej innowacyjne, w tym przede wszystkim w wykorzystanie internetu i aplikacji w smartfonach. W chińskim internecie dominującą pozycję mają czterej giganci: Baidu, Alibaba, Tencent oraz JD.com (BAJT). Wszystkie są obecne w sektorze finansowym.

W 2013 roku Ant Financial, który jest spółką zależną od Alibaba Grup, jednej z największych na świecie firm zajmujących się handlem internetowym, założył internetową platformę inwestycyjną Yu’e Bao. Klienci mogą automatycznie przelewać pieniądze z kont bankowych na konta Yu’e Bao, który inwestuje w fundusz rynku pieniężnego Zeng Libao. Fundusz oferuje znacznie wyższe zyski niż wynosi oprocentowanie zwykłych bankowych kont oszczędnościowych. Konto Yu’e Bao może posiadać każdy – nie ma ograniczeń minimalnego wkładu. Oprócz regularnych inwestycji w fundusz klienci mogą konfigurować konta w taki sposób, by wpływały na nie miesięczne wpłaty wynagrodzeń oraz by opłacane były rachunki, w tym spłata kredytów hipotecznych i samochodowych. Są to więc usługi jakie świadczą tradycyjne banki. Już w 2017 roku Yu’e Bao stał się największym na świecie funduszem rynku pieniężnego. Fundusz zarządza portfelem, którego wartość w pewnym momencie przekroczyła 200 mld dolarów, z czego większość pochodziła z wpłat blisko 370 milionów aktywnych użytkowników. Klientami są zwykle osoby do 40 roku życia, dla których cyfrowe płatności są podstawowym trybem transakcji finansowych.

Sukces Yu’e Bao pokazuje kierunek transformacji sektora finansowego. W Chinach zaledwie 8 proc. dorosłej populacji ma dostęp do kredytu z oficjalnych banków. Już w 2003 roku sklep internetowy Alibaba zaoferował usługę depozytową. Klienci mogli przechowywać pieniądze na bezpiecznym koncie, do chwili otrzymania towarów i zaakceptowania ich jakości. To zbudowało firmie zaufanie. Alibaba zyskał dostęp do informacji na temat zwyczajów zakupowych, przepływów pieniężnych i zdolności kredytowej ponad 400 milionów aktywnych użytkowników jego usług. W latach 2010-2013 koszt zakupu smartfonu oraz pakietu danych o pojemności 2 GB spadł w Chinach z 36 dolarów do 17 dolarów, co spowodowało, że usługi handlowe i finansowe przez mobilny internet stały się powszechne. Firma dywersyfikowała swoje usługi, oferując rezerwację filmów, podróże, bilety lotnicze, itd. Według „The Wall Street Journal” w 2016 r. obroty handlowe on-line w Chinach wyniosły 9 bln dolarów, a w USA 112 mld dolarów.

W latach 2012-2013 chiński rząd zliberalizował usługi bankowe, co stworzyło możliwość oferowania usług finansowych takim korporacjom jak Alibaba. Z drugiej strony Ludowy Bank Chin zaostrzał politykę pieniężną, co zmuszało banki do obniżenia oprocentowania depozytów, więc oferta Yu’e Bao stała się wyjątkowo atrakcyjna. Fundusz wygrywał z tradycyjnymi bankami walkę o pozyskanie pieniędzy milionów Chińczyków. Do tego dochodzi skłonność Chińczyków do hazardu – w większym stopniu niż mieszkańcy bogatych krajów Zachodu skłonni są lekceważyć ryzyko. Ryzyko to zauważają natomiast chińskie władze. Od kwietnia 2018 roku Yu’e Bao musi przestrzegać przepisów, dotyczących ryzyka, podobnych do tych, które dotyczą banków. Spowodowało to w ostatnim roku znaczny odpływ środków i zmniejszenie się aktywów pod koniec roku 2018 do 168 mld dolarów. W marcu 2018 roku aktywa osiągnęły rekordowy poziom 250 mld dolarów. Tak znaczny spadek nie oznacza jednak, że fundusz założony przez Alibabę nie ma przyszłości. 10 kwietnia fundusz zniósł dzienny limit indywidualnych inwestycji (który wynosił ok. 15 tys., dol.), by zachęcić klientów, którzy w ostatnim roku wybierali bardziej ryzykowne inwestycje na rynku akcji.

Autor: Witold Gadomski