Wstępując do Unii Europejskiej 15 lat temu Polska deklarowała, że przyjmie wspólną europejską walutę. Po półtorej dekady wciąż pozostajemy poza strefą euro. Co więcej, debata na temat ewentualnego do niej wejścia nie wygasa, ale rozpala emocje polityków i ekonomistów.

Wielu z nich – szczególnie z tzw. ekonomicznego głównego nurtu – argumentowało niedawno, że Polska powinna możliwie szybko do strefy euro wejść, jeśli chce utrzymać swoją polityczną pozycję w UE. Przypominali oni przy tym stare argumenty na rzecz przyjęcia euro – jak obniżenie kosztów transakcyjnych czy ograniczenie ryzyka kursowego. Wskazywali, że niechybnie nasz kraj wpadnie w objęcia Rosji, jeśli euro nie przyjmie. Inni – w tym jeden z moich znajomych ekonomistów profesorów, niegdyś również podpisujący listy otwarte na rzecz przyjęcia euro – wskazują, że owszem powinniśmy deklarować chęć wejścia, ale samo wejście jak najdłużej odwlekać.

Dwie dekady walutowego eksperymentu

Unia Gospodarcza i Walutowa powstała ponad dwie dekady temu jako wielki projekt gospodarczy, finansowy i polityczny, który dla wielu krajów okazał się bolesnym eksperymentem. Wprowadzenie euro miało przynieść korzyści ekonomiczne – dzięki obniżeniu kosztów transakcyjnych, likwidacji ryzyka kursowego, stabilności i przejrzystości cen czy większym inwestycjom wynikającym z niższych stóp procentowych. Zapowiadany przez Komisję Europejską długofalowy wzrost gospodarczy dzięki wprowadzeniu euro miał sięgać nawet 1 proc. dodatkowego wzrostu PKB rocznie.

Okazało się jednak, że strefa euro pozbawia kraje możliwości zarządzania gospodarką w okresach kryzysów. W efekcie, zamiast przyspieszenia wzrostu, wspólna waluta wykreowała dodatkowe koszty i uruchomiła procesy, które pogłębiły dysproporcje w poziomie rozwoju pomiędzy bogatymi krajami północy Europy a biedniejącym południem. Zamiast pogłębionej integracji wykreowała więc tętniące źródło sprzeciwu wobec idei integracji europejskiej.

Reklama

Nierozwiązane problemy strefy euro

Większe inwestycje dzięki strefie euro okazały się mirażem. Wyrównanie i faktyczne obniżenie stóp procentowych w wielu krajach, dzięki wprowadzeniu euro, okazało się natomiast pułapką.

Stopa procentowa, jako główny składnik kosztu kapitału, powinna odzwierciedlać poziom ryzyka związanego z daną inwestycją. Powinna ona być dostosowana do bieżących zmian w sytuacji makroekonomicznej. Niestety w strefie euro jednolita i zbyt niska dla niektórych krajów stopa procentowa uruchomiła nadmierną konsumpcję oraz nieuzasadnione ekonomicznie inwestycje. Tani kredyt okazał się pułapką dla krajów południa Europy, w których doprowadził do rozrostu bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości, zadłużenia przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. Jednocześnie unia gospodarcza i walutowa pozbawiła jej członków możliwości autonomicznego równoważenia gospodarki przez wpływanie na stopy procentowe i kurs walutowy.

Spowodowało to, że wiele krajów strefy euro, nie mogąc osłabić swojej waluty w celu przywrócenia konkurencyjności przedsiębiorstw w okresie kryzysu, musiało przeprowadzić bardzo kosztowne społecznie cięcia wydatków publicznych, podnieść podatki i obniżyć płace. Wszystko to przyczyniło się do wieloletniej stagnacji gospodarczej w krajach południa Europy.

Unia Gospodarcza i Walutowa wykreowała permanentne zewnętrzne nierównowagi gospodarcze państw strefy euro. Od momentu jej powstania część krajów – głównie z południa strefy euro – odnotowuje deficyt w rachunku bieżącym, podczas gdy inne kraje – głównie z północy strefy euro, w tym Niemcy – odnotowują permanentne nadwyżki.

Powodem utrzymywania się takiej nierównowagi pozostaje fakt, że euro jest walutą zbyt słabą dla tych ostatnich krajów i zbyt mocną dla pierwszej grupy krajów. Kraje strefy euro nie mogą przywrócić równowagi zewnętrznej przez dewaluację krajowej waluty. Pozostaje im jedynie kosztowne gospodarczo zaostrzanie polityki fiskalnej, które podkopuje wzrost gospodarczy i uderza w dochody gospodarstw domowych. W strefie euro możliwe byłoby wprowadzenie mechanizmów, które rozkładałyby koszty korygowania powstającej nierównowagi sprawiedliwie pomiędzy obydwie grupy krajów. Zgody na wprowadzenie takich mechanizmów obecnie nie wyrażają jednak kraje „nadwyżkowe”, które korzystają z istniejącej sytuacji.

Strefa euro nigdy nie była i w przewidywanej przyszłości nie będzie optymalnym obszarem walutowym. Gospodarki tworzące taki obszar powinny mieć podobne cykle koniunkturalne, podobnie reagować na zewnętrzne szoki podażowo-popytowe, a elastyczność cen i płac powinna być w nich podobna i wysoka. Niestety tak nie jest. Tym samym obszar Unii Europejskiej był i pozostanie narażony na silną asymetryczną reakcję na szoki podażowo-popytowe. Strefa ta nie wypracowała mechanizmów prowadzenia optymalnej polityki monetarnej i kursowej dla jej krajów członkowskich i członkostwo w niej nadal obarczone jest bardzo wysokim ryzykiem.

Polski pragmatyczny sceptycyzm

Pragmatyczny sceptycyzm wobec przyjęcia euro, który towarzyszył polskiej polityce europejskiej od wejścia do UE w roku 2004 okazał się wielką wartością. Pozwolił Polsce względnie bezboleśnie przejść przez okres kryzysów. I dzięki niemu dostosowania kosztowo-płacowe w okresach kryzysowych nie były tak uciążliwe dla polskiego społeczeństwa, jak w niektórych krajach strefy euro.

Wartość tę moglibyśmy po latach wyceniać na dziesiątki, jeśli nie setki miliardów euro, których Polska nie straciła właśnie dzięki możliwości realizacji autonomicznej polityki monetarnej i kursowej. Należy to szczególnie mocno podkreślać w momencie, gdy koniec roku 2018 przyniósł widoczne spowolnienie wzrostu gospodarki UE, a prognozy na lata 2019 i 2020 nie wykluczają kolejnego kryzysu.

Suwerenność polityki monetarnej i kursowej odegrała niebagatelną rolę w procesie doganiania poziomu rozwoju gospodarczego krajów najbardziej rozwiniętych. Proces ten się jednak nie zakończył i dopiero doganiamy poziomem rozwoju kraje południa Europy. Polski eksport, wprawdzie zróżnicowany i rosnący, wciąż zdominowany jest przez dobra mniej zaawansowane technologicznie. Konkurencyjność naszego przemysłu wciąż opieramy na relatywnie niskich kosztach. Jesteśmy więc wciąż bardziej podobni do południa strefy euro niż do bogatej jej północy.

Najbliższa dekada przyniesie Polsce zmniejszenie wartości transferów z Unii Europejskiej i może się tak stać, że wartość płaconych do Unii składek po roku 2027 zrówna się z wartością transferów, jakie Polska z Unii otrzymuje. Być może Polska gospodarka będzie na tyle silna, że wejdzie na ścieżkę długofalowego wzrostu bez wsparcia ze strony UE. Można jednak oczekiwać, że pojawi się okres, w którym obniżenie transferów z Unii przełoży się na zachwianie równowagi zewnętrznej i wzrost gospodarczy. W takiej sytuacji lepiej, gdy Polska będzie dysponowała możliwościami, jakie daje autonomiczna polityka kursowa i monetarna.

Stabilność cen, niskie stopy procentowe i zdrowe finanse publiczne to wartość sama w sobie i kryteria wejścia do strefy euro Polska powinna spełniać. Zgadzam się też z opinią, że możemy deklarować chęć wejścia do Strefy euro w nieokreślonej bliżej przyszłości. Przekreślanie członkostwa, które kiedyś zadeklarowaliśmy mogłoby być politycznie kosztowne. Wciąż jednak, ogromną wartością jest pozostawanie poza strefą euro, dające możliwość obserwowania oraz krytycznej analizy przebiegu reformy strefy euro oraz wewnętrznych dostosowań gospodarczych w poszczególnych jej krajach. Jest to niepowtarzalna lekcja, z której należy wyciągać wnioski dla polskiej polityki gospodarczej – tej krajowej i europejskiej.

Pragmatyczny sceptycyzm wobec szybkiego przyjęcia euro przez Polskę i deklarowana wola wejścia do niej bez określania dat i czynienia zobowiązań wydaje się dziś najlepszą polityką, jaką można wobec strefy euro realizować. Szybkie przyjęcie wspólnej waluty nie stanie się cudownym remedium na wyzwania stojące przed polską gospodarką. Nie wywoła impulsu rozwojowego, jak argumentują niektórzy. Nie wzmocni w cudowny sposób polskiej pozycji w Unii Europejskiej – tak jak nie wzmacnia pozycji słabych gospodarek południa Europy. Narazi natomiast Polskę na ryzyko wejścia w pułapkę, w której od ponad dekady tkwią kraje południa strefy euro lub ryzyko ponoszenia kosztów braku efektywnej reformy tej strefy. Pozostawanie poza strefą euro wciąż pozostaje więc bardziej komfortowym rozwiązaniem od wchodzenia do niej.

Autor: dr hab. Mariusz-Jan Radłojest profesorem Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie