Dziś w krajach Unii Europejskiej obchodzony jest Dzień Europy. Został on ustanowiony w rocznicę przedstawienia planu utworzenia Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, znanego jako Plan Schumana, przez francuskiego ministra spraw zagranicznych Roberta Schumana, co stało się 9 maja 1950r. W tym roku Polska obchodzi też 15. rocznicę akcesji do Unii Europejskiej. 1 maja 2004 r. nasz kraj wraz z dziewięcioma innymi państwami regionu - Cyprem, Czechami, Estonią, Litwą, Łotwą, Maltą, Słowacją, Słowenią oraz Węgrami - stał się członkiem UE.

PAP: Jakie są najważniejsze różnice pomiędzy wyzwaniami, przed którym stała UE, do której Polska wstępowała przed 15 laty, a wyzwaniami obecnie stojącymi przed Unią?

Dyrektor Przedstawicielstwa KE w Polsce Marek Prawda: Unia jest ta sama, ale nie taka sama. Przede wszystkim to już jest Unia powiększona, która oddycha dwoma płucami. Rozszerzenie w 2004 r. na pewno zmieniło myślenie o integracji, które było typowe dla tzw. Europy karolińskiej, grona początkowo sześciu państw, później dopiero stopniowo rozszerzanego. W tej chwili to jest już Unia, która obejmuje większą część kontynentu. To trudniejsza wspólnota, która w większym stopniu musiała się stać Unią dyskusyjną, Unią godzenia bardzo różnych racji. To już nie jest ta wygodna Europa bogatych krajów, lecz Europa, która musiała postawić sobie bardzo ambitny cel zasypywania rowów między bogatszymi i biedniejszymi, co oczywiście musiało mieć swoją cenę. Ale Europa nauczyła się też korzystać z rozszerzenia.

PAP: Czy powinniśmy się obawiać o atrakcyjność projektu europejskiego: jak ona wygląda dziś w porównaniu do roku 2004 r.?

Reklama

M.P.: Myślę, że tę atrakcyjność trzeba sobie ciągle na nowo uzasadniać i definiować. Dochodzą nowe zagrożenia i tym samym nowe powody, dla których integracja jest ważnym celem. Coraz ważniejszym uzasadnieniem integracji jest dzisiaj to, że wiele nowych problemów da się rozwiązać tylko wspólnie, jak choćby skutki negatywnych stron globalizacji, dominacja międzynarodowych korporacji czy kwestie klimatu i ochrony środowiska. To są wyzwania, które w ostatnich latach ujawniły się z całą ostrością. UE to generalnie projekt oparty na przekonaniu, że warto być razem.

PAP: Zgodnie z ostatnim sondażem CBOS poparcie polskiego społeczeństwa dla członkostwa w UE jest obecnie rekordowo wysokie, najwyższe od 2004 r. Tymczasem w wielu państwach Zachodu, w tym w tzw. starej Unii, to poparcie spada. Jakie są pana zdaniem powody takiego zjawiska?

M.P.: UE jest najbardziej skutecznym mechanizmem wyrównywania standardów życia. Polska jest przykładem, gdzie jest to szczególnie widocznie. Z tego powodu chyba nie może nas dziwić, że Polacy ciągle doceniają UE.

Koszty transformacji w Polsce były bardzo złagodzone poprzez wsparcie unijne, inwestycje zagraniczne. Wiem, że my ciągle narzekamy, że te koszty były za wysokie i co jakiś czas powoduje to bardzo krytyczne debaty. Ale obiektywnie i na zimno patrząc, kraj, który miał poziom oszczędności w ostatnich 30 latach tylko trochę ponad 18 proc w stosunku do PKB, nie mógłby sobie pozwolić na tę skalę inwestycji, z jaką mieliśmy do czynienia. Fundusze unijne w dużej mierze zrekompensowały nam brak własnych oszczędności, co normalnie jest warunkiem rozwoju i modernizacji kraju. Zapominamy dziś o tym, ale przez bardzo długi czas właśnie dzięki wsparciu z UE udawało nam się, mimo trudnych, bardzo bolesnych reform gospodarczych, zachować przyzwolenie społeczne na te zmiany.

Ponadto dzięki członkostwu w UE polskie firmy weszły w krwioobieg gospodarczy świata. Przez otwarcie, które daje UE, mogliśmy szybciej i łatwiej zajmować coraz lepsze pozycje w łańcuchach dostaw. To jest dość często niedostrzegany skutek członkostwa w Unii: dostęp do rynków, do najnowszych technologii. To pozwoliło na ten skok, który dzisiaj po 15 latach mimo wszystkich rozczarowań i zawirowań politycznych Polacy doceniają.

Natomiast w "starej Europie" rośnie przekonanie, że globalizacja i rozszerzenie Unii powodują spadek dobrobytu tamtejszych pracowników. Trzeba się liczyć z coraz większym naciskiem na ograniczenie czterech fundamentalnych swobód integracji.

PAP: W jaki sposób zmieniła się pozycja Polski w UE na przestrzeni tych 15 lat?

M.P.: Polska niewątpliwie stała się przedmiotem troski od czasu pojawienia się kłopotów z praworządnością. Przez długi czas Polska była przykładem efektywnego wydawania funduszy unijnych, robienia dobrego użytku ze wsparcia unijnego. Siłą Polski była udowodniona zdolność pokonywania własnych słabości. Polska była przykładem kraju, który przekładał standardy demokratyczne na sukces ekonomiczny. To był wzór dla innych, którzy starali się o członkostwo w UE. Nasz kraj reprezentował istotę europejskiej wspólnotowości. Od momentu pojawienia się sporu na tle przestrzegania praworządności, to się zmieniło. Coraz trudniej przywoływać Polskę jako przykład dla innych państw. Oczywiście to nie unieważnia naszego wcześniejszego dorobku i warto o nim pamiętać.

Jeżeli dziś w Polsce tak często mówi się, że najbardziej by nam pasował taki model integracji europejskiej, gdzie Unia zajmowałaby się tylko wspólnym rynkiem, wspólnymi granicami i nie wtrącała w sferę praworządności, to jest to ogromne nieporozumienie. Wspólny rynek nie może istnieć bez wspólnych wartości, które są tak samo rozumiane i tak samo praktykowane we wszystkich krajach członkowskich. Na przykład dla inwestorów zagranicznych ważna jest gwarancja, że w razie zaistnienia sporów z polskimi władzami lub konkurencyjnymi polskimi firmami będą mogli liczyć na uczciwy proces przed niezależnym sądem. Również obywatele innych państw UE chcą mieć pewność, że nie będą w Polsce dyskryminowani ze względu na narodowość lub inną osobistą cechę, tak jak obywatele polscy mogą liczyć na równe traktowanie w innych krajach Unii. Tego nie da się zagwarantować bez poszanowania fundamentalnych wartości UE, do których należy też zasada praworządności.

PAP: Jak zakończy się spór Polski z KE, kiedy? Czy dojdzie do najgorszego, czyli wdrożenia przewidzianych w art. 7 TUE sankcji, w tym zawieszenia prawa do głosowania na forum Rady?

M.P.: Niedawno odwiedził Polskę wiceprzewodniczący KE Jyrki Katainen, który mówił o kluczowych wyzwaniach dla Unii. Podkreślał wagę zagrożeń wewnętrznych wynikających z problemów z praworządnością i niezależnością mediów. Wskazywał, że to są kwestie fundamentalne dla kondycji całej UE, tu nie chodzi tylko o Polskę czy Węgry. Dlatego trzeba się nimi konsekwentnie zajmować. Stąd w najbliższym budżecie, który właśnie negocjujemy, jest tyle odniesień do praworządności; jest tam na przykład plan stworzenia programu praw i wartości, który służyłby monitorowaniu sytuacji we wszystkich krajach UE i wspieraniu wysiłków - również finansowo - mających na celu rozwiązywanie problemów w tym obszarze. Na pewno Unii Europejskiej nie stać na to, by przestać zajmować się tak ważnym obszarem, jakim są zagrożenia dla praworządności.

PAP: Czy kwestia praworządności zostanie powiązana z wypłatą funduszy unijnych? PE przyjął w styczniu stanowisko w tej sprawie, opowiadając się za takim mechanizmem. Przywódcy mają się zająć tą kwestią w czerwcu.

M.P.: Myślę, że to jest nieuchronne, natomiast wyobrażam sobie, że do tego czasu będzie jeszcze wiele dyskusji na temat skali i sposobu, w jaki mechanizm ten miałby działać.

PAP: "UE nie jest tylko maszyną z pieniędzmi, krową, którą można wydoić. Oczekujemy większego wkładu Polski w przyszłość Unii" - powiedział wiceprzewodniczący KE Jyrki Katainen dziennikarzom w Warszawie przed odbywającym się w ubiegłą środę w Warszawie szczytem z okazji obchodów 15. rocznicy rozszerzenia UE. Zgadza się pan z tą opinią?

M.P.: Jego wypowiedź – szczególnie druga część - tylko potwierdza to, o czym mówimy. Polska jest krajem, od którego oczekuje się uczestnictwa w najważniejszych projektach unijnych, na miarę swego potencjału. Bo to jest podstawą wpływu w organizacji międzynarodowej. Polska była krajem słuchanym i respektowanym między innymi ze względu na to, że spajała obie części Europy - na przykład kraje, które są w strefie euro i te, które są poza nią. Katainen odwoływał się do tamtego doświadczenia, apelując, by nie zapominać, że członkostwo w UE nie ogranicza się do przyjmowania wsparcia. Unia to wspólnota wartości i prawa, budowana świadomością celów i poczuciem wzajemnej solidarności.

PAP: Czy pana zdaniem Polaków trzeba przekonywać, że Unia to nie tylko pieniądze, ale też wspólne wartości?

M.P.: Analizowałem kiedyś badania na temat postrzegania UE przez ludzi młodych. W dużej mierze Unia była dla nich rodzajem zastępczego państwa, od którego można wszystkiego oczekiwać, niewiele dając w zamian. To jest do pewnego stopnia fenomen społeczeństw na dorobku, które ze zrozumiałych względów pragną jak najszybciej dogonić bogatszych. Myślę, że wykształcenie świadomości zobowiązań wymaga jeszcze naszej pracy.

Polska będąc w Unii przedstawicielem całego regionu Europy Środkowowschodniej wyrobiła sobie markę kraju, który zabiega o szersze interesy. Pamiętam, kiedy pracowałem w Brukseli i odbywały się szczyty europejskie, na które przyjeżdżali szefowie rządów, to w czasie przygotowywania budżetu, Polska była z reguły proszona o przygotowywanie spotkań państw należących do tzw. grupy przyjaciół polityki spójności. Jak nam mówiono: "Wy się możecie odezwać, bo macie dobrą opinię, to was będą słuchać. Wasz premier powinien zgłaszać nasze wspólne postulaty".

Drogą do skutecznego zabiegania o własne interesy jest najpierw staranie się o większe i szersze sprawy. Wszyscy mieli interes w tym, żeby Polsce pomagać, bo Polska była skuteczna we wzmacnianiu wspólnotowości, integralności całej UE. Mamy wiele powodów, aby ten wizerunek zachowywać, nawiązywać do tamtych wydarzeń.

PAP: Polska jest zaangażowana w wiele formatów współpracy regionalnej, poza V4 m.in. w Inicjatywę Trójmorza. Czy tego typu aktywność może wzmacniać integralność Unii, czy raczej działa wbrew spójności Unii?

M.P.: Może być tak i tak. Mamy wiele przykładów współpracy regionalnej, które budują wspólnotę europejską, stają się poligonem rozwiązań przenoszonych potem na poziom całej Unii. Ale nie zawsze tak się dzieje. Unia Europejska czerpie korzyści z inicjatyw, które tę wspólnotowość świadomie budują, pozwalają się lepiej rozumieć, przełamywać uprzedzenia historyczne. Ale ważne jest, by te projekty nie stawały się instrumentem politycznych rozłamów.

PAP: A co pan sądzi o idei prezydenta wpisania do konstytucji członkostwa Polski w UE?

M.P.: Każda dodatkowa gwarancja prawna obecności Polski w Unii Europejskiej jest warta rozważenia, szczególnie w kontekście wydarzeń związanych z brexitem. Myślę, że można o tym rozmawiać, ale dziś najważniejsze jest, żeby polskiej konstytucji przestrzegać. (PAP)

autor: Marzena Kozłowska