Opozycyjny Sojusz Demokratyczny (DA) uzyskał 22 proc. oddanych głosów, a radykalnie lewicowe ugrupowanie Bojownicy o Wolność Gospodarczą (EFF) może się pochwalić 10-procentowym poparciem.

Wyniki nie są jeszcze kompletne, opierają się bowiem na danych z 72 proc. spośród 22 925 komisji wyborczych. Wydają się jednak potwierdzać prognozy, zgodnie z którymi ugrupowanie Nelsona Mandeli odnotuje kolejną, szóstą już wygraną, ale będzie to najsłabszy wynik w historii tej partii. Zapewne nie dojdzie do przekroczenia poziomu 60 proc., co zapewniło ACN spektakularne zwycięstwo w 1994 r.

Komentatorzy twierdzą, że partia rządząca uzyska jakieś 55-57 proc. głosów. "Afrykański Kongres Narodowy będzie zatem wybrany przy rekordowo niskim poparciu elektoratu, które nie przekroczy 27 proc., podczas gdy w 1999 r. było to poparcie udzielone przez 47 proc. uprawnionych do głosowania" - wskazała w wypowiedzi dla agencji Reutera Peter Attard Montalto z ośrodka badań rynkowych w Intellidex.

W ocenie wielu analityków przywództwo lidera ACN i zarazem prezydenta kraju, Matameli Cyrila Ramaphosy może zostać zakwestionowane po wyborach, a on sam zastąpiony w ACN przez bardziej dynamicznego polityka.

Reklama

Ramaphosa objął urząd w lutym 2018 r. Środowe wybory były pierwszym testem w odniesieniu do jego polityki, a dla społeczeństwa RPA - jak wskazuje Reuters - szansą na wyrażenie frustracji z powodu szerzącej się korupcji, wysokiego bezrobocia i wciąż zauważalnych różnic w sytuacji materialnej białej i czarnej ludności.

Do głosowania w środowych wyborach uprawnionych było ok. 26 mln mieszkańców RPA.

W historycznych wyborach z kwietnia 1994 roku ANC zdobyła 62,6 proc. głosów, w kolejnych uzyskiwała 66,3, 69,7, 65,9 oraz przed pięcioma laty - 62,1 proc. głosów.

Spadek poparcia dla ugrupowania, które doprowadziło do zniesienia systemu segregacji rasowej, nie powinien dziwić, bo kolejne rządy nie potrafiły rozwiązać wielu problemów społecznych i gospodarczych będących spuścizną apartheidu, a notowania ANC dodatkowo obciążają korupcja i nepotyzm, będące plagą zwłaszcza za czasów poprzedniego, odsuniętego od władzy w zeszłym roku prezydenta Jacoba Zumy.

Najważniejszą kwestią w kampanii wyborczej była sprawa reformy rolnej. Większość ziemi uprawnej znajduje się wciąż w rękach białej mniejszości, która stanowi niespełna 9 proc. populacji, a ANC nie zrealizował własnego celu, jakim było przekazanie do 2014 roku 30 proc. farm w ręce czarnej większości.

Problemem jest też bezrobocie. Politycy ANC przekonują, że jest ono pozostałością po apartheidzie, ale po 25 latach to stwierdzenie jest coraz mniej prawdziwe, bo partia rządząca również ponosi część winy za obecny stan rzeczy.

Przy wszystkich zaniedbaniach ANC i jego spadających notowaniach nie wydaje się, by na razie ktokolwiek mógł realnie zagrozić jego władzy. Centrowy, liberalny Sojusz Demokratyczny, mimo że po raz pierwszy idzie do wyborów pod kierownictwem czarnego polityka - Mmusiego Maimane - raczej nie przejmie głosów tych czarnych, którzy są niezadowoleni z rządów ANC, i pozostanie głównie partią białych, koloredów i Azjatów. Zatem może liczyć na co najwyżej 20-25 proc. głosów plus utrzymanie władzy w Prowincji Przylądkowej Zachodniej - jedynej z dziewięciu, w której nie rządzi ANC.

Z kolei EFF, które oprócz wywłaszczania białych farmerów obiecuje też znacjonalizowanie praktycznie całej gospodarki, na pewno zyska w stosunku do wyborów z 2014 r., gdy ugrupowanie to zdobyło nieco ponad 6 proc. głosów, ale dla większości wyborców jest jednak partią zbyt radykalną. Żadna z prawie 50 innych partii uczestniczących w wyborach nie ma szans na więcej niż kilka mandatów w 400-osobowym Zgromadzeniu Narodowym.

Jednym z pierwszych zadań nowego parlamentu będzie wybór nowego prezydenta, ale wszystko wskazuje na to, że pozostanie nim Ramaphosa.

>>> Czytaj też: Hiszpania: Rekordowa liczba migrantów docierających drogą morską