Rezygnacja z węgla pokrywa się w czasie z likwidacją elektrowni atomowych. Oba procesy spowodują, że podaż energii na największym w Europie rynku skurczy się w ciągu najbliższych trzech lat o prawie jedną trzecią. Nowa polityka energetyczna jest jednym z kluczowych punktów programu politycznego kanclerz Angeli Merkel. Stara się ona wpłynąć na kształt miksu energetycznego naszego zachodniego sąsiada, który nie odpowiada celom w zakresie redukcji emisji dwutlenku węgla.

W styczniu Niemiecka Komisja ds. Węgla zaleciła redukcję mocy pozyskiwanej z tego paliwa z 43 gigawatów (w 2017 roku) do 30 gigawatów (w 2022 roku). Proces odejścia od najpopularniejszego na świecie paliwa kopalnego ma się zakończyć w 2038 roku. Energia pozyskiwana z węgla i atomu stanowi obecnie około połowę miksu energetycznego Niemiec.

Na mocy porozumienia klimatycznego z Paryża największe europejskie gospodarki zobowiązały się do ograniczenia do 2030 roku stopnia zanieczyszczenia powietrza o 55 proc. (w porównaniu do bazowego poziomu z 1990 roku). W przyszłym roku Niemcy osiągną 32-proc. redukcję.

Ratunkiem dla Niemiec mają być nowe moce pozyskiwane z OZE i gazu ziemnego. Jednak to pomoże tylko w niewielkim zakresie. Berlin będzie musiał importować energię od sąsiadów, którzy również stopniowo odchodzą od węgla. Kolejny problem polega na tym, że Niemcy nie są w stanie przyciągać inwestycji w elektrownie gazowe, ponieważ nie generują one dodatnich marż, a często przynoszą wręcz straty.

Reklama

Złe wieści płyną także z rynku OZE. Poziom inwestycji w czystą energię spadł w 2018 roku aż o 31 proc. do 10,6 mld dol. w porównaniu do poprzedniego roku. Niemcy coraz bardziej polegają na elektrowniach wiatrowych powstających na północy kraju. Muszą jednak przebudować swoją energetyczną infrastrukturę tak, by mogła przesyłać energię do głównych południowych gospodarczych ośrodków.

>>> Czytaj również: Coraz większe farmy wiatrowe w Polsce. Jak długo potrwa boom na wiatraki?