"Zadecydowałem. Nie pojadę na Ukrainę" - powiedział w piątek wieczorem Giuliani telewizji Fox News. "Nie pojadę ponieważ myślę, że wkroczyłbym w grupę ludzi, którzy są wrogami prezydenta (...) w niektórych przypadkach wrogami USA (...)" - argumentował.

Wcześniej Giuliani informował, że zamierza w najbliższych dniach udać się Kijowa, by spotkać się z Zełenskim i nakłonić go, by nie odwoływał ze stanowiska prokuratora generalnego Jurija Łucenki, który ma zamiar przeprowadzić i nadzorować śledztwa mogące - zdaniem adwokata - zainteresować prezydenta USA i przynieść mu korzyści.

Były burmistrz Nowego Jorku tłumaczył to tak: "Ktoś mógłby powiedzieć, że to jest niewłaściwe. Ale to nie jest polityka zagraniczna. Poproszę ich (władze Ukrainy), by przeprowadzili dochodzenie, które już wszczęto, a które inni chcą przerwać. I podam im powody, dla których nie powinni go zatrzymywać, bo ta informacja może być bardzo, bardzo pomocna dla mojego klienta i mojego rządu" - powiedział Giuliani.

Po ogłoszeniu przez adwokata Trumpa zamiaru wyjazdu na Ukrainę "NYT" podkreślał, że jest "rzeczą bardzo zdumiewającą, iż prawnik urzędującego prezydenta ma zamiar wywrzeć naciski na rząd obcego państwa (...), aby prowadziło śledztwa, które mogą (...) pomóc w jego reelekcji". Co więcej - zwracał uwagę dziennik - Giuliani podejmuje się takiej misji, mimo iż Trump "spędził ponad połowę swej prezydentury odpowiadając na zarzuty, że jego sztab wyborczy w 2016 roku konspirował z obcym mocarstwem".

Reklama

Według "NYT" Giuliani szuka informacji, które miałyby pokazać w innym świetle aferę Russiagate, czyli sprawę domniemanej współpracy ludzi z otoczenia Trumpa z przedstawicielami Kremla. Chodzi o uwiarygodnieni tezy, że Kijów wsparł w 2016 roku sztab rywalki Trumpa, Hillary Clinton, przekazując Amerykanom informacje kompromitujące Paula Manaforta, ówczesnego szefa sztabu wyborczego Trumpa.

W Kijowie dochodzenie w tej sprawie wszczął prokurator generalny Łucenko, który wielokrotnie spotykał się z Giulianim oraz innymi formalnymi i nieformalnymi pracownikami Trumpa. (PAP)

mobr/