Klasyfikacja firmy A.T. Kearney opiera się na ankietach przeprowadzonych w styczniu br. wśród ok. 500 szefów wielkich światowych przedsiębiorstw, którzy byli pytani o prawdopodobieństwo bezpośredniego zainwestowania w ciągu najbliższych trzech lat.

Po blisko pół roku manifestacji oddolnego ruchu społecznego o nazwie "żółte kamizelki", zakłócającego transport i handel we Francji, jest to niespodzianka - oceniają komentatorzy. Według nich tak wysoką pozycję w rankingu krajów najatrakcyjniejszych dla zagranicznych inwestorów należy tłumaczyć solidnością ustroju i francuskiej gospodarki.

Według dyrektora ośrodka analiz ekonomicznych OFCE Xaviera Timbeau "nadszedł koniec długiego okresu, w którym postrzegana atrakcyjność Francji mniejsza była od jej atrakcyjności obiektywnej". Ekonomista zwraca uwagę, że statystyki inwestycji od dawna są dla Francji bardzo dobre, ale odbiegały od "klasyfikacji wizerunkowej", przeprowadzanej na podstawie postrzegania potencjalnych inwestorów.

"Francja to pokaźny rynek z wykwalifikowaną siłą roboczą, zagraniczni inwestorzy nie mogą jej pomijać" – podkreśla Timbeau. Zmniejszającą się różnicę między rzeczywistą sytuacją a jej postrzeganiem ekonomista ten, podobnie jak inni komentatorzy, przypisuje reformom, przeprowadzanym od objęcia władzy przez prezydenta Emmanuela Macrona.

Reklama

Komentatorzy nie wiedzą jednak, jak mają tłumaczyć to, że w rankingu Francja, obok Włoch, zrobiła największy skok do przodu. "Nie ma możliwości, by określić, jak wyglądałaby ta klasyfikacja, gdyby nie było +żółtych kamizelek+" – przyznaje Timbeau. Zastrzega, że zapewne większą rolę niż związane z ich ruchem niepokoje, odegrała "solidność francuskich instytucji (państwowych)".

Dla ekonomicznego komentatora dziennika "Le Monde" Philippe’a Escande’a "największą niespodzianką rankingu jest absolutne zwycięstwo krajów rozwiniętych", gdyż w pierwszej 25 jest ich 22. Wśród gospodarek wschodzących na listę dostały się tylko Chiny, Indie i Meksyk. Chiny, które w roku 2012 były na pierwszym miejscu, wypchnięte zostały obecnie z piątego miejsca przez Francję.

"Mistrz świata w blokowaniu dróg i fosforyzujących kamizelek podoba się bardziej niż ogromne Imperium Środka" – pisze Escande, przypisując tę tendencję "przetasowaniu kart światowego handlu". Jego zdaniem "obecna sytuacja jest paradoksalna, gdyż przedsiębiorstwa są jednocześnie bardzo optymistyczne, jak i pełne niepokoju; są otwarte na świat, ale nie wierzą w dotychczasową globalizację".

"Obecnie inwestuje się tam, gdzie są klienci, a nie kierując się kosztami produkcji, jak w poprzedniej fazie globalizacji, do tego stopnia, że celem dla licznych przedsiębiorstw nie są już regiony, ale miasta" – tłumaczy Escande, podając przykład takich wielkich metropolii, jak Paryż, Londyn, Berlin, czy Nowy Jork.

"Ta tendencja nie musi trwać wiecznie" – ostrzega komentatorka tygodnika kół gospodarczych i przemysłowych "L'Usine Nouvelle" Sybille Aoudjhane. Zwraca ona uwagę, że prawie połowa z ankietowanych przedsiębiorców przyznała, że szuka nowych możliwości na rynkach wschodzących.