W dyskusji, która odbyła się wieczorem w PE, wzięli udział: Manfred Weber z Europejskiej Partii Ludowej, Frans Timmermans z Socjalistów i Demokratów, Margrete Vestager z Porozumienia Liberałów i Demokratów, Jan Zahradil z Porozumienia Konserwatystów i Reformatorów, Ska Keller z Zielonych oraz Nico Cue z Lewicy Europejskiej.

Brukselska korespondentka katolickiego dziennika „La Croix” uznała, że „wielka debata pokazała, że kandydaci mają idee, ale brak im dynamiki, zapału i siły przekonywania”.

Media we Francji chwaliły „poważną debatę bez uszczypliwości i bijatyk”, jak to sformułował prezenter radia France Info, który zauważył, podobnie jak większość komentatorów, że Weber, należący do grupy, która w nadchodzących wyborach powinna zdobyć największą liczbę deputowanych, był najbardziej atakowany przez swych adwersarzy „i nie było to niespodzianką”.

France Info umieściło na swym portalu nagranie debaty, ale – i nie było wyjątkiem – niewiele mówiło o niej w swych programach. Najwięcej miejsca dyskusji między kandydatami do przewodniczenia Komisji poświęciła wielka regionalna gazeta „Ouest-France”.

Reklama

Jej komentator Laurent Marchal wysoko ocenił „trafny i odpowiedni” wybór tematów dyskusji „w przeciwieństwie do debat krajowych”. „Wszyscy ci, którzy myślą, że (różnorodność) języków jest niemożliwą do pokonania przeszkodą, będą musieli zmienić zdanie” – wskazywał i raz jeszcze ubolewał nad tym, że „poziom był zdecydowanie wyższy niż w naszych francusko-francuskich debatach, które najczęściej nie dotykają spraw zasadniczych”.

Wymieniając narodowości debatujących, autor artykułu zauważa, że „Europa Południowa była nieobecna”, gdyż pośród „dwójki Niemców, Dunki, Czecha, Belga i Holendra zabrakło Hiszpana, Portugalczyka czy Francuza. „Biorąc pod uwagę oddziaływanie na społeczeństwo, jakie w krajach śródziemnomorskich miał kryzys gospodarczy, było to źródłem braku równowagi (w tej debacie)”.

Podobnie jak inni komentatorzy francuscy, dziennikarz „Ouest France” za „ograniczenie debaty” uznał „niepewność, czy brał w niej udział przyszły następca Jean-Claude’a Junckera”. A to dlatego, że prezydent Francji Emmanuel Macron zakwestionował ustalony zwyczaj stawiania na czele KE kandydata partii, która zwycięża w wyborach.

„Za zasadą +Spitzenkandidat+ przemawiają liczne argumenty demokratyczne, ale nie traktatowe”, czytamy w „Ouest France”, gdyż wbrew traktatom pozostawia ona Radzie Europejskiej „jedynie rolę notariusza, zatwierdzającego wynik wyborów". "Takie postawienie sprawy nie podoba się licznym szefom rządów i głowom państw, w pierwszym rzędzie Emmanuelowi Macronowi, który bez osłonek wystąpił przeciw tej logice (wyboru kandydata zwycięskiej partii)” – podsumowuje Marchand.

Z Paryża Ludwik Lewin (PAP)