Trzy lata temu premier Mateusz Morawiecki obiecał, że w 2025 r. po polskich drogach będzie jeździł milion samochodów elektrycznych. Żeby ten ambitny cel osiągnąć, to koncerny muszą sprzedać, aklienci kupić jeszcze jedyne 999 127 aut. Pestka! Bo lada chwila będziemy mieli własny pojazd na prąd.
Jeszcze nie wiadomo, jak będzie wyglądał, kto go zbuduje iczy będzie miał cztery koła, ale już wiadomo, czego oczekują Polacy.
Spółka Electro Mobility Poland (EMP) przeprowadziła badania, z których wynika, że wóz powinien być modnym kompaktowym SUV-em, wyróżniającym się stylem i zwracającym na siebie uwagę na ulicy. Do tego powinien być wygodny i komfortowy, dynamiczny, bardzo dobrze wykonany, niedrogi oraz przejeżdżać na jednym tankowaniu 300–400 km. Wniosek, jaki wysnuła EMP z badań, jest taki, że auto elektryczne musi spełniać te same warunki, co spalinowe. Szok i niedowierzanie! Naprawdę? Równie dobrze spółka mogła zapytać 1,5 tys. osób o to, czy koło nadal powinno być okrągłe. I byłaby niezmiernie zdziwiona tym, że 100 proc. respondentów odpowiedziało „tak, powinno pozostać okrągłe”.
Przepraszam, ale czego się spodziewaliście? Że chcemy jeździć czymś w rodzaju rusztowania malarskiego z doczepionymi trzema kołami, wykonanym z tego, co znajdziecie w kontenerze na śmieci, z silnikiem z maszynki do mięsa i dwoma bateriami AAA w miejscu akumulatorów z prawdziwego zdarzenia? Żeby poznać motoryzacyjne gusta Polaków, nie trzeba wydawać pieniędzy na żadne badania. Wystarczy zerknąć na listę najchętniej kupowanych przez nich samochodów. Gdybyście to zrobili, wiedzielibyście, że nasz ideał to połączenie dacii, skody i toyoty.
>>> CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP
Reklama