Na kilka dni przed szczytem UE, na którym przywódcy mają rozmawiać o tym, kto zajmie najwyższe unijne stanowiska po wyborach do PE, Bruksela huczy od pogłosek. Choć kanclerz Niemiec Angela Merkel wykluczyła udział w tym wyścigu, na korytarzach ambasad i instytucji jej nazwisko wymieniane jest często.

"W Brukseli i unijnych stolicach wiele osób uważa, że jeśli przywódcy unijni w ramach Rady Europejskiej poproszą kanclerz Merkel, żeby objęła stanowisko szefa Komisji Europejskiej i wzięła na siebie odpowiedzialność za Unię, to uda się ją przekonać" - powiedział PAP jeden z wysokich unijnych dyplomatów.

Rzeczywiście, gdyby Merkel zechciała objąć szefostwo jednej z najważniejszych instytucji unijnych, trudno sobie wyobrazić, że miałaby wielu konkurentów. Ma ona w UE ogromny polityczny kapitał, zdobyty w ciągu kilkunastu lat kierowania niemieckim rządem.

W wielu stolicach jest też odbierana jako osoba, która umie szukać kompromisowych rozwiązań, a to ważna cecha w Brukseli. Jej wizerunek został nadszarpnięty w 2015 r., gdy setki tysięcy migrantów przedostało się do Europy. Wielu z nich rozpoczęło marsz w stronę niemieckich granic. Część krajów UE za jedną z przyczyn tamtego kryzysu upatruje błędną politykę niemieckiej kanclerz.

Merkel wymieniana jest także jako potencjalny kandydat na szefa Rady Europejskiej, które to stanowisko sprawuje obecnie Donald Tusk.

Reklama

"Merkel może być drugim niemieckim szefem KE w historii po Walterze Hallsteinie, który objął to stanowisko w latach 50. XX w. Drugi wariant to dokończenie przez nią kadencji w Niemczech, która upływa w 2021 r., a następnie objęcie stanowiska przewodniczącej Rady Europejskiej po zakończeniu 2,5 letniej kadencji szefa RE" – mówi b. wiceszef PE, europoseł Ryszard Czarnecki (PiS).

Jeśli jednak Merkel miałaby objąć stanowisko szefa KE w 2019 r., żaden inny potencjalny niemiecki kandydat nie miałby szans na objęcie innej z najważniejszych funkcji w UE.

Berlinowi zależy jednak na jeszcze jednym, ważnym stanowisku – szefie Europejskiego Banku Centralnego. "Kreśląc układanki personalne w Unii często się o tym zapomina. Tymczasem dla Niemiec niezwykle ważna jest stabilna polityka monetarna w strefie euro. Moim zdaniem Niemcy celują w szefa EBC. Tu wśród kandydatów wymieniany jest szef Bundesbanku Jens Weidmann, który był doradcą ekonomicznym Merkel. Ważnym argumentem dla Niemiec może okazać się to, że szefem KE zostaje się na pięć lat, a szefem EBC na osiem" – mówi PAP ekspertka Carnegie Europe Judy Dempsey.

Z drugiej strony, próba objęcia stanowiska szefa EBC przez Niemca mogłaby spotkać się z oporem krajów południa Europy. Takie kraje, jak Grecja uważają, że w czasie kryzysu strefy euro architektem unijnej polityki wymuszania cięć budżetowych i zaciskania pasa był Berlin, co miało ochronić euroland przed rozszerzaniem się kryzysu.

"Kraje nordyckie prawdopodobnie poparłyby Weidmanna, ponieważ trzymałby twardo w rękach euro i postawiłby na dyscyplinę w eurolandzie. Z tych powodów kraje Południa prawdopodobnie by go nie poparły" – wskazuje Dempsey.

Obecnie prezesem banku centralnego eurolandu jest Włoch Mario Draghi, co może świadczyć, że Berlin byłby skłonny zgodzić się na obywatela innego kraju.

Nie można też zapominać, że swój kawałek tortu w unijnej "politycznej układance" chce otrzymać również Paryż. Choć pozycja przetargowa prezydenta Emmanuela Macrona nie jest już tak silna, jak dwa lata temu, gdy z ogromnym poparciem społecznym przekroczył progi Pałacu Elizejskiego, to jednak szanse, że to Francuz obejmie jedno z najważniejszych unijnych stanowisko, są duże. Wśród potencjalnych kandydatów najczęściej wymieniany jest główny negocjator ds. brexitu z ramienia UE Michel Barnier.

Przemawia za nim doświadczenie polityczne, choć nie na najwyższych stanowiskach. Francuz był ministrem rolnictwa, ministrem spraw zagranicznych, a także unijnym komisarzem ds. rynku wewnętrznego i usług. Nie sprawował jednak nigdy funkcji premiera, czy prezydenta.

"To ważny argument dla Rady Europejskiej, co jest naturalne. Chciałaby ona, aby te najwyższe stanowiska zajmowali byli premierzy lub prezydenci. Barnier jest jednak dobrze oceniany w Brukseli i stolicach. Jest z innej rodziny politycznej, niż Macron, ale na pewno francuski prezydent go nie zablokuje" - mówi unijny dyplomata.

Argument doświadczenia na najwyższych stanowiskach w państwach członkowskich przemawia też przeciwko tzw. kandydatom wiodącym, którzy zostali wyłonieni przez grupy polityczne. Wśród nich prym wiodą Niemiec Manfred Weber z Europejskiej Partii Ludowej i Holender Frans Timmermans, obecny wiceszef KE, który reprezentuje socjaldemokratów.

"Żaden z kandydatów wiodących nie ma większości w Radzie Europejskiej. Ich szanse są więc czysto hipotetyczne" – mówi PAP dyplomata w Brukseli.

Przy wyborze osób na najwyższe stanowiska unijni przywódcy mają jednak brać pod uwagę nie tylko kryterium narodowości czy kryterium polityczne, ale również geograficzne oraz płci. Mówił o tym Tusk podczas majowego szczytu w rumuńskim Sybinie. To oznacza, że na czele instytucji ma znaleźć się osoba lub osoby z Europy Środkowo-Wschodniej i to oznacza, że ma tam być również przynajmniej jedna kobieta.

W historii UE kobieta nigdy nie była szefem Komisji ani szefem Rady Europejskiej.

Dlatego w ciągu ostatnich tygodni często na stanowisko szefa RE typowana jest obecna prezydent Litwy Dalia Grybauskaite. Przemawia za nią również fakt, że jest przywódcą kraju położonego w Europie Środkowo-Wschodniej, a to "załatwiłoby" sprawę kryterium geograficznego.

"Obciążeniem dla niej z pewnością jest to, że mogłyby jej nie poprzeć niektóre kraje regionu, w tym tak duże, jak Polska. Fakt, że należała do partii komunistycznej w czasach radzieckich, też ją w jakiś sposób obciąża" - mówi jeden z unijnych dyplomatów. Na giełdzie nazwisk pojawia się też obecna prezes Banku Światowego, bułgarska ekonomistka Kristalina Georgiewa, jak i Dunka Margrethe Vestager, która jest unijnym komisarzem ds. konkurencji.

Oprócz szefa KE, RE i EBC, do obsadzenia będzie też stanowisko szefa Parlamentu Europejskiego, które obecnie pełni Włoch Antonio Tajani, i szefa unijnej dyplomacji, które sprawuje Włoszka Federica Mogherini. Tu szansa na objecie stanowiska przez kogoś, kto nie sprawował najwyższych stanowisk państwowych, jest już większa.

Zdaniem Czarneckiego "czarnym koniem" wyścigu o fotel szefa PE może okazać się Irlandka Mairead McGuiness. "Jest drugą kadencję wiceprzewodniczącą PE, jest lubiana, ma bardzo dobre notowania" – powiedział europoseł.

Na szefa dyplomacji UE typowany jest z kolei m.in. Timmermans. "Polityka zagraniczna wraca obecnie do krajów członkowskich. Ktokolwiek przejmie tekę szefa dyplomacji, będzie musiał być ekstremalnie silny, żeby dać unijnej polityce mocną tożsamość. Państwa członkowskie obecnie nie są zainteresowane, żeby szef unijnej dyplomacji posiadał silny mandat" – mówi Dempsey.

W Brukseli i unijnych stolicach panuje przekonanie, że proces wyboru osób na najwyższe stanowiska powinien przebiegać płynnie. "UE, z uwagi na brexit nie może sobie pozwolić na bolesny proces formowania stanowisk. Byłby to bardzo zły zewnętrzny sygnał w obliczu kryzysu, jakim jest wyjście Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty. Przedłużający się proces wyboru miałby dezintegracyjny charakter" – mówi unijny dyplomata.

Jak dodał, w interesie wszystkich państw członkowskich jest więc to, aby wybór przebiegał sprawnie. "Myślę, że w ciągu dwóch, trzech spotkań można zaleźć kompromis co do odpowiednich osób" – wskazuje.

Tusk poinformował po szczycie w Sybinie, że 28 maja, po wyborach do PE, odbędzie się specjalny szczyt unijny, który będzie początkiem procesu nominacji na najważniejsze stanowiska w UE.

>>> Czytaj też: Na kogo zagłosujemy w wyborach do PE? Jest najnowszy sondaż