Na początek cytat. „Często zdarza mi się myśleć o ludziach jako o wielkich, elastycznych probówkach, wewnątrz których wrą różne reakcje chemiczne. (...) Tak więc, kiedy wymyślam bohatera powieści, odczuwam wielką pokusę, aby powiedzieć, że jest taki, jaki jest, z powodu wadliwej instalacji lub z powodu mikroskopijnych ilości jakichś związków chemicznych, które zjadł albo których nie zjadł danego dnia”. To nie Michel Houellebecq – to Kurt Vonnegut na pierwszych stronach „Śniadania Mistrzów” (przeł. Lech Jęczmyk).
Serotonina jest hormonem regulującym sen, apetyt i samopoczucie – gdy jej wydzielanie przebiega prawidłowo, staje się ona w zasadzie gwarantem „normalności”. Kłopoty zaczynają się w momencie, w którym serotoniny zaczyna brakować. Ubytek serotoniny to całkiem realny ubytek szczęścia: niski poziom tego hormonu skutkuje agresją, zmęczeniem, depresją, myślami samobójczymi. To w gruncie rzeczy bardzo literacki temat.
Tytuł nowej powieści Houellebecqa jest naturalnie metaforą – świat „Serotoniny” to rzeczywistość wyprana ze szczęścia, schyłkowa, pozbawiona sensu. „Właśnie rozpoczynało się trzecie tysiąclecie i dla Zachodu, uprzednio określanego jako judeochrześcijański, było to być może o jedno tysiąclecie za dużo, w takim samym znaczeniu, w jakim się mówi o bokserach, że stoczyli o jedną walkę za dużo” – pisze Francuz.
Cały tekst przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej
Reklama