Na Słowacji tematy kampanii dezinformacyjnych skupiają się wokół NATO, a w eurosceptycznych Czechach na niechęci wobec Unii Europejskiej. Inaczej jest w Polsce i na Węgrzech. O prorosyjskich narracjach i tematach, wokół których buduje się kampanie informacyjne, mówi w wywiadzie Katarina Klingova, badaczka komunikacji strategicznej z GLOBSEC.
ikona lupy />
Bratysława, Słowacja. / ShutterStock

Brałaś udział w tworzeniu wielu analiz naukowych na temat zagranicznej dezinformacji w Europie Środkowej. Jacy aktorzy chcą wpływać na ten region?

Są to podmioty zarówno oficjalne jak i nieoficjalne, państwowe i pozapaństwowe, ale głównym aktorem, który chce wpływać na region, jest Rosja.

Coraz więcej osób mówi także o wpływach Chin, ale nie jest to temat, na którym aktualnie się koncentrujemy, być może w przyszłości.

Reklama

Jakie są główne narzędzia rosyjskiego wpływu?

Rosja jest gotowa wykorzystać każdego, kto będzie służył jej celom, ale poszczególne narzędzia wpływu zależą od danego kraju. Na Słowacji mamy wielu otwarcie prorosyjskich polityków. Istnieje też wiele organizacji pozarządowych, które próbują promować kulturową bliskość z Rosją.

Na Węgrzech z kolei mamy inny model – rosyjski wpływ rezonuje z narracjami węgierskiego rządu. Nasi partnerzy z Węgier twierdzą, że czasami trudno jest stwierdzić, gdzie kończy się narracja rządowa, a gdzie zaczyna narracja rosyjska. Co więcej, duża część rosyjskiej narracji czy dezinformacji na Węgrzech jest rozpowszechnia przez media głównego nurtu, które są kontrolowane przez rząd.

W jaki sposób w krajach naszego regionu konstruuje się te narracje?

Jedna z głównych narracji, która jest rozpowszechniana poprzez prokremlowskie ulotki dezinformacyjne, opiera się na kwestionowaniu przynależności krajów Europy Środkowo-Wschodniej do Unii Europejskiej i NATO. Narracja ta wykorzystuje obecne w krajach Grupy Wyszehradzkiej odczucie, że państwa te mogą stać się pomostem między Wschodem a Zachodem. Było to dobrze słyszalne na Słowacji w latach 90. XX wieku, szczególnie w retoryce Vladimira Meciara, który miał dobre relacje z Kremlem.

Inne narracje podkreślają, jak ważna dla gospodarek regionu jest Rosja. Nie chcę nie doceniać gospodarczej roli Moskwy w Europie Środkowej, ale jeśli przyjrzymy się twardym liczbom, to państwa regionu w sensie gospodarczym w większości są powiązane z Unią Europejską.

Kolejny typ narracji próbuje przedstawiać Władimira Putina jako obrońcę tradycyjnych wartości i rodziny w obliczu np. ruchów LBGTI, upadającego Zachodu czy homogenicznych społeczeństw, które są zagrożone migracją. Współgra to z narracjami niektórych rodzimych polityków w Europie Środkowej. Np. nastroje antyimigranckie są mocno wykorzystywane przez środkowoeuropejskich populistów.

ikona lupy />
Węgry, Budapeszt / Bloomberg / Akos Stiller

Jakie tematy są szczególnie chętnie wykorzystywane w kampaniach dezinformacyjnych?

To zależy od kraju. Na Słowacji większość kampanii dezinformacyjnych skupia się wokół NATO. Słowacy są nastawieni bardzo prounijnie, ale agresja wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w sierpniu 1968 roku sprawiła, że do dziś obawiają się jakiejkolwiek obecności zagranicznych wojsk. Dlatego za każdym razem, gdy odbywa się konwój NATO czy transport sprzętu wojskowego przez Słowację, to pojawiają się ulotki dezinformacyjne ostrzegające przed przygotowaniem do inwazji lub powtórki sierpnia 1968. Transporty wojskowe są w nich przedstawiane w nawiązaniu do Sojuszu Północnoatlantyckiego, który określa się mianem agresora. Ulotki te kreślą się jako alternatywne media, które dają ludziom informacje celowo ignorowane przez media głównego nurtu.

W przypadku Czech sytuacja wygląda nieco inaczej. W przeciwieństwie do Słowaków, Czesi są eurosceptyczni, ale bardzo popierają swoje członkostwo w NATO. Dlatego spotykane tam ulotki dezinformacyjne wykorzystują antyeuropejskie nastroje. Jest to możliwe i stosunkowo łatwe, ponieważ niektórzy czescy politycy także grają na tych emocjach.

A w Polsce i na Węgrzech?

W Polsce poparcie dla NATO i Unii Europejskiej jest stosunkowo wysokie, więc prokremlowska dezinformacja opiera się na czymś innym – na pretensjach i niezgodach historycznych, szczególnie pomiędzy Polską a Ukrainą.

Węgry są jeszcze innym przykładem. W największym stopniu narracje związane z dezinformacją wykorzystują sentyment antyimigrancyjny. Ulotki dezinformacyjne opierają się na przekonaniu, że obywatele Unii Europejskiej są stopniowo zastępowani przez imigrantów. Duża kampania wymierzona w imigrantów na Węgrzech była wspierana przez rząd tego kraju i wykorzystywała podobną narrację.

Celem publicznych kampanii na Węgrzech były również organizacje pozarządowe pomagające imigrantom. Oskarżano je, że są finansowane przez zagraniczne podmioty sponsorowane z zewnątrz, głównie przez George’a Sorosa. Niektórzy widzą go dosłownie wszędzie. Liczba rzeczy, które Soros potrafi zrobić w kilku miejscach w różnych krajach w ciągu jednego dnia, jest niesamowita.

Oczywiście antyeuropejski sentyment na Węgrzech również jest obecny i może być niekiedy wyrażany w paradoksalny i zaskakujący sposób. Podam przykład: w 2014 roku otwarto nową linię metra w Budapeszcie. Inwestycję tę finansowano m.in. ze środków UE, ale realizowały ją firmy rosyjskie. Gdy, już po ukończeniu budowy, wchodziło się do metra, z jednej strony można było zobaczyć duże tablice informujące o finansowaniu tego projektu z Unii, a zaraz obok plakaty kampanii antyeuropejskiej węgierskiego rządu.

ikona lupy />
Facebook / Bloomberg / Andrew Harrer

W jaki sposób społeczeństwa regionu mogą radzić sobie z problemem dezinformacji inspirowanej z zewnątrz?

Po pierwsze, należy zacząć o tym rozmawiać i wprowadzić temat do debaty publicznej. Wbrew pozorom narażone na oddziaływanie dezinformacji w mediach są zarówno młodsze jak i starsze pokolenia, dlatego zaangażowani w dyskusję powinni być wszyscy. Nie możemy czekać, aż starsze pokolenia wymrą, należy je włączyć w debaty i programy zwiększające świadomość w tym zakresie.

Podstawowym powodem podatności ludzi na dezinformację jest brak odporności. W tej sytuacji musimy budować odporne społeczeństwo – tzn. takie, które posiada umiejętności cyfrowe i potrafi myśleć krytycznie.

Jak to zrobić?

Jest wiele ciekawych inicjatyw. Np. na Słowacji dziennikarze gazety „Dennik N” stworzyli podręcznik o dezinformacji dla szkół średnich. Początkowo nie mieli na to żadnych środków, ale wykorzystali crowdfunding i udało im się zebrać ok. 30 tys. euro.

Wiele organizacji pozarządowych i dziennikarzy odwiedza szkoły w różnych regionach kraju i prowadzi zajęci zarówno dla nauczycieli jak i uczników o tym, jak rozpoznawać dezinformację oraz jak zachować krytyczne myślenie w obliczu przeładowania informacyjnego.

Z kolei Jeremy Drucker z Transitions (organizacji zajmującej się rozwojem mediów – red.) stworzył ciekawe programy nt. dezinformacji dla starszych pokoleń.

To są przykłady działania społeczeństwa obywatelskiego, a co może zrobić państwo na poziomie instytucjonalnym?

Po pierwsze, bardzo ważne jest uświadomienie sobie, że informacje operacyjne dzieją się każdego dnia i nie ma kraju, który byłby na nie całkowicie odporny. Należy otwarcie przyznać, że systematyczne rozprzestrzenianie się dezinformacji może być zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego. Niestety taka postawa nie jest wcale oczywista i powszechna w kręgach rządowych.

Na przykład aktualna polityka bezpieczeństwa i obrony Słowacji pochodzi z 2005 roku. Dokument ten jest w dużej mierze nieaktualny, nie oddaje skali obecnych zagrożeń w środowisku bezpieczeństwa, takich jak ataki terrorystyczne, zagrożenia hybrydowe, do których należą operacje dezinformacyjne i cyberataki.

Wprawdzie słowacki rząd przyjął nową strategię obrony i bezpieczeństwa, ale nie jest w stanie uzyskać akceptacji parlamentu.

Dlaczego?

Ponieważ w dokumencie tym w otwarty sposób stwierdza się, że niektóre operacje informacyjne pochodzą z Rosji. Z takim stanowiskiem nie zgadza się część słowackich polityków.

Załóżmy jednak, że politycy w końcu uświadomią sobie to zagrożenie i zgodzą się co do potrzeby przeciwdziałania operacjom informacyjnym z zewnątrz. Co mogą zrobić?

Lubimy myśleć, że działania jednego ministerstwa czy instytucji wystarczą, ale w ten sposób to nie działa. Dlatego każde podejście czy program rządowy musi być zbudowany w kompleksowy sposób, który łączyłby wiele elementów – np. system edukacyjny z systemem opieki zdrowia. Choćby po to, aby umiejętnie odpowiadać na działania antyszczepionkowców.

Ciekawy przykład płynie z Czech. W 2016 roku tamtejszy rząd przyjął audyt bezpieczeństwa narodowego. Jego celem była ocena, czy Republika Czeska jest przygotowana na obecne zagrożenia w obszarze bezpieczeństwa. 120 ekspertów zaangażowanych w audyt oceniło, że Czechy są narażone na zagrożenia hybrydowe i są celem takich działań. W efekcie audytu czeski rząd powołał Centrum ds. Terroryzmu i Zagrożeń Hybrydowych (CTHH), które działa przy resorcie spraw wewnętrznych. Jednostka ta zajmuje się monitorowaniem rozprzestrzeniania się dezinformacji w kraju i w razie jakiekolwiek zagrożenia, informuje odpowiednie ministerstwo odpowiedzialne za dany obszar.

Politycy powinni przyjąć podejście obejmujące cały rząd i całe społeczeństwo. Np. w Finlandii ustanowiono Ambasadora ds. Zagadnień Hybrydowych, który zwiększa świadomość urzędników publicznych i mediów na temat manipulacji informacjami. Finlandia jest również siedzibą Europejskiego Centrum Doskonalenia w Zwalczaniu Zagrożeń Hybrydowych.

Z kolei Szwedzka Agencja ds. Nieprzewidzianych Okoliczności Społecznych (Swedish Civil Contingencies Agency, MSB) stworzyła podręcznik na temat rozpoznawania i zwalczania działań zw. z wywieraniem wpływu informacyjnego. Tymczasem w państwach bałtyckich w walce z internetowymi trollami rozpowszechniającymi dezinformację pomagają internetowe „elfy”.

Jak oceniasz odpowiedzialność mediów społecznościowych za rozbrajanie fake newsów i walkę z dezinformacją?

Duża część dezinformacji, oszustw, fake newsów czy przypadków mowy nienawiści rozprzestrzenia się w mediach społecznościowych, więc naturalnie powinny one wziąć na siebie część odpowiedzialności. Komisja Europejska w swoim Planie Działań przeciw Dezinformacji podkreśliła kluczową rolę mediów społecznościowych w zwalczaniu dezinformacji.

Niektórzy podnoszą argument, że działania mediów społecznościowych pod tym względem mogą przekształcić się w cenzurę.

Tu nie chodzi o cenzurę, ale o monitorowanie procesu rozprzestrzeniania się szkodliwych treści i zdejmowanie ich z obiegu. W wielu przypadkach całkiem łatwo jest zdemaskować oszustwa. Wciąż jednak musimy współpracować i otwarcie rozmawiać o strategiach i procedurach. Na pewno działania tego typu nie powinny być ograniczone tylko do mediów społecznościowych.

Facebook jakiś czas temu ogłosił, że w zakresie walki z fake newsami w Polsce będzie współpracował z zagranicznym podmiotem – agencją AFP, ponieważ nad Wisłą nie ma wyspecjalizowanych agencji fact-checkingowych.

O ile mi wiadomo, Facebook współpracuje z Instytutem Poynter i jego międzynarodową siecią fact-checkingową (the International Fact-Checking Network). Każda organizacja może starać się o przyjęcie do tej sieci, ale musi spełnić określone kryteria. Jeśli żadna organizacja z Polski nie należy do tej sieci, wówczas współpraca z AFP wydaje się uzasadniona. Tak czy inaczej, osoby, które będą oceniać czy dana treść jest fake newsem, powinny znać bardzo dobrze język i kontekst danego kraju.

To jeden z głównych argumentów przeciw tego typu outsourcingowi: że zewnętrzne organizacje mogą nie zrozumieć kontekstu przestrzeni informacyjnej w Polsce. Co więcej, pojawiają się też obawy, że takie działanie to oddawanie suwerenności informacyjnej zewnętrznemu podmiotowi.

Czasami łatwo jest zdemaskować fałszywą informację, np. jeśli ktoś twierdzi, że soda leczy raka czy że Holokaust nigdy nie miał miejsca. Wtedy kraj pochodzenia organizacji fact-checkingowej nie jest tak ważny.

Dezinformacja jednak nie zawsze jest czarno-biała. Musimy też dostrzegać odcienie szarości. Na przykład na Słowacji istnieje wiele stron na Facebooku, które uprawiają polityczną satyrę. Niektóre z nich wyśmiewają różne teorie spiskowe. Niestety pewne grupy ekstremistyczne zgłosiły te strony do Facebooka jako naruszające regulamin. W przeszłości zdarzało się, że Facebook usuwał takie strony. Widać zatem, że jeśli perspektywa oceniającego jest czarno-biała, a do tego nie zna lokalnego kontekstu, to nie jest w stanie zrozumieć tego rodzaju niuansów.

BIO: Katarina Klingova – zajmuje się badaniem komunikacji strategicznej w ramach programu Strategic Communication Programme w organizacji GLOBSEC. Monitorowała przypadki dezinformacji w Europie Środkowej od 2016 roku. Zanim dołączyła do GLOBSEC, pracowała jako badaczka i koordynatorka projektów w Transperancy International Slovakia.

Wywiad przeprowadzono w czasie Personal Democracy Forum CEE 2019 w Gdańsku.

>>> Czytaj również: Fronty wojny informacyjnej w Polsce: kto i jak chce na nas wpływać [WYWIAD]