W wewnętrznym dokumencie, który wyciekł z centrali Google, jeden z pracowników stwierdził, że kobiety nie miały tak dobrych predyspozycji do pracy w IT jak mężczyźni. Po aferze medialnej autor tekstu został zwolniony, ale w korespondencji firmowej temat dyskryminacji ze względu na płeć pojawiał się dalej. Po interwencji jednej z pracownic, firma obiecała poprawę.

Kilka miesięcy później wybuchła kolejna bomba. Tym razem chodziło o pracę na rzecz Pentagonu. Projekt – znany pod kryptonimem „Maven” – polegał na analizie danych przygotowanych przez wojsko: chodziło o współpracę ze sztuczną inteligencją i analizę nagrań wykonanych przez drony. Projekt był tak tajny, że wielu pracowników dowiedziało się o nim dopiero, gdy napisała o nim prasa w marcu 2018 roku. Tajny charakter współpracy zakładał, że Google naruszy zasady pracy, jakimi miał kierować się od samego początku, czyli przejrzystość działania. Pracownicy wystosowali petycję, w której żądali zerwania współpracy z wojskiem USA, argumentując swoją postawę także faktem, że firma zmienia kierunek działania i zamiast dostarczać usług użytkownikom internetu, zaczyna pracować na rzecz sektora militarnego.

Program został oficjalnie zamknięty – Google odmówiło komentarza, zaś prawnik firmy stwierdził że projekt został doprowadzony do końca w taki sposób, który nie narusza zasad działania firmy. Problem w tym, że dla tych, którzy wiedzą, w jaki sposób są zaprojektowane produkty oferowane przez Google, sprawa nie jest jednoznaczna: projekt można przecież kontynuować, wciąż po cichu, choć przy użyciu trochę innych sposobów.

Tymczasem już w listopadzie 2018 roku okazało się, że firma prowadzi jeszcze jeden tajny projekt – „Dragonfly”. Chodziło o stworzenie ocenzurowanej wersji silnika wyszukiwarki na zlecenie rządu chińskiego. Jak donosił „New York Times”, list protestacyjny w tej sprawie podpisało 14 tys. pracowników, którzy argumentowali: jeżeli nie można polegać na rzetelności tego, co podaje Google, to jak w ogóle można polegać na informacji w internecie?

Reklama

Zawrzało też w Waszyngtonie – Donald Trump skomentował na Twitterze: „Google pomaga militarnie Chinom, ale nie USA”, zaś Sundar Pichai, CEO firmy, musiał zeznawać przed Kongresem.

Jak podkreślają programiści Google, najważniejszą i najszybciej rozwijającą się gałęzią działalności firmy są chmury obliczeniowe. W rankingu koncernów, które oferują takie usługi Google zajmuje jednak dopiero trzecie miejsce – po Amazonie i Microsofcie. Pozostaje zatem problem: skoro opinia publiczna już wie, że Google współpracowało z rządem amerykańskim i chińskim, a twierdzi, że jej nie kontynuuje, to wcześniej czy później do negocjacyjnego stołu mogą zostać zaproszone pozostałe firmy. Skąd i czy w ogóle będziemy w stanie się tego dowiedzieć?

>>> Czytaj też: Buffett: Gazety są skazane na zagładę. Kilka z nich jednak przetrwa