Kongresem programowym 4 i 5 lipca, który odbędzie się zapewne w Katowicach, PiS zapoczątkuje kampanię wyborczą. Jeszcze w tym tygodniu na wyjazdowym klubie prezes Jarosław Kaczyński ma mobilizować posłów do intensywnego udziału w kampanii.
Trwają analizy rezultatów wyborów europejskich. Będą one podstawą do decyzji w kampanii parlamentarnej. Analitycy PiS zbadali, gdzie partia zyskała i gdzie traciła. Sprawdzają, gdzie są największe wzrosty poparcia, a gdzie najmniejsze. Typowane są tzw. swingujące okręgi, których zdobycie pomoże w zwycięstwie.
PiS stracił poparcie w trzech powiatach: w Warszawie, Gdańsku i Sopocie. Zyskał w 377. Największe wzrosty poparcia odnotował w województwach lubelskim, świętokrzyskim i południowo-wschodniej Wielkopolsce. To tereny, gdzie silne było do tej pory PSL.
Z analiz wynikają dwie istotne konkluzje. Po pierwsze, gdyby przeliczyć wyniki wyborów europejskich na parlamentarne, to PiS miałby bezwzględną większość w Sejmie. Konkretnie 253 mandaty. Po drugie, PiS ma rezerwy, by powalczyć o więcej. Analiza pozwala wyodrębnić tereny, gdzie będzie mógł pozyskać mandat.
Reklama

Gdzie się bić

Analiza pokazuje dwa strategiczne pasy, w których pozyskanie nowych wyborców jest względnie łatwe. Oba biegną z południa na północ Polski. Jeden to tereny wzdłuż zachodniej granicy. – Tu można rywalizować o elektorat, który kiedyś głosował na SLD, potem na PO i jest w dużej mierze socjalny – podkreśla Marcin Palade, obserwator życia politycznego.
Drugi pas starcia orientacyjnie przebiega wokół autostrady A1. To tereny od Śląska na północ, m.in. południowo-wschodnia Wielkopolska, Łódzkie, Kujawsko-Pomorskie. Tam poparcie dla partii rządzącej najłatwiej zwiększyć.
Przykładem terenu, w którym można zapracować na wynik, jest Zachodniopomorskie i Lubuskie. W podsumowaniach kampanii europejskiej wskazywano, że Bartosz Arłukowicz wygrał z Joachimem Brudzińskim, wyszarpując zwycięstwo aktywną kampanią. Ale jeśli przyjrzymy się liczbom, to ogląd sytuacji nieco się zmienia. Koalicja Europejska wzięła niemal 420 tys. głosów, czyli 100 tys. mniej niż pół roku wcześniej padło na tworzące ją ugrupowania w wyborach sejmikowych. Podczas gdy PiS dostał 323 tys., czyli 55 tys. więcej.
Jak widać, zacięta kampania Arłukowicza nie uchroniła ugrupowań koalicji od strat, podczas gdy PiS mimo formalnej porażki w regionie zyskał wyborców, którzy zapewne pójdą do urn jesienią. – To wyborcy, którzy ostatni raz głosowali za Kwaśniewskiego – mówi nam jeden z analityków PiS.
Ta geograficzna analiza wyników dokonana przez PiS bierze pod uwagę nie tylko ostatnie wyniki, ale jest kalibrowana na podstawie tendencji z poprzednich cykli wyborczych. Na tej podstawie partia pokusiła się także o sporządzenie opracowań, w których konkretnie okręgach najłatwiej mu pozyskać mandaty. Te dane schodzą do poziomu powiatów, które składają się na okręgi, i wskazują ile trzeba zdobyć w danym miejscu głosów, by PiS miał kolejny mandat. Wynika z nich, że skoncentrowanie się na 10 okręgach i pozyskanie w nich od kilkudziesięciu do niespełna 4 tys. głosów daje partii kolejne 10 mandatów ponad 253 wyliczonych na podstawie wyborczego wyniku z maja.
Podobne analizy przeprowadzono dla okręgów, w których łatwo mandat stracić i gdzie PiS musi się bronić. Nie chodzi o przegraną w całym okręgu, ale możliwe odbicie mandatu przez opozycję. Te „bronione” tereny to m.in. Opolskie, Podkarpacie czy Mazowsze.
Takie same badania są prowadzone dla wyborów senackich, które opierają się na ordynacji większościowej. Wynika z nich, że dziś PiS może liczyć na 57 mandatów. A jeśli wygra w okręgach swingujących, to zyska kolejnych sześciu senatorów.

Nie tylko gdzie, ale kto

Druga część analizy dotyczy grup wyborców, których można łatwo pozyskać. – Chodzi o przekaz do tych grup, których postawy można zmienić, a nie do wszystkich – podkreśla jeden z polityków PIS. Dlatego nie będzie frontalnej walki o miasta, bo jako takie są nie do odbicia. Choć PiS opłaca się zwiększać w nich sfery wpływów. Analizy pokazały np., że tam, gdzie PiS w wyborach samorządowych wystawił własnych kandydatów na burmistrzów czy prezydentów, nawet jeśli odnotowali oni porażkę, przy ostatnim głosowaniu wyraźnie zwiększyła się liczba głosów oddanych na to ugrupowanie.
W tej chwili wyodrębniono co najmniej sześć istotnych grup społecznych. Jedna z nich to kobiety w średnim wieku. To elektorat, który często głosował na Koalicję Europejską. Inna grupa to młodzi, którzy często głosują na Korwina, a do tego rzadko chodzą na wybory.
Prawo i Sprawiedliwość liczy, że odwróci tę tendencję, wprowadzając zerowy PIT dla młodych. Jak pisaliśmy, to rozwiązanie ma wejść w życie już od września. Taki manewr partia zastosowała w ostatniej kampanii wobec emerytów, którzy niechętnie chodzili na wybory europejskie. Oni dostali „Emeryturę plus”, ale ugrupowanie straszyło, że opozycja ją odbierze. Choć było to jednorazowe świadczenie.
Analizy tego, co wynika z wyborów, prowadzone są w partii i otoczeniu premiera Mateusza Morawieckiego. Grupę ekspertów tworzą m.in. szef Centrum Analiz Strategicznych przy kancelarii premiera prof. Waldemar Paruch, przedstawiciel premiera w Radzie CBOS Tomasz Matynia czy Piotr Agatowski, który doradzał wcześniej prezydentowi Andrzejowi Dudzie i Beacie Szydło w kampanii w 2015 r.

>>> Czytaj też: Na kilka dni przed szczytem UE obsada stanowisk w Unii pod znakiem zapytania