Tysiące demonstrantów otoczyły budynki rządowej administracji w proteście przeciw spodziewanej zmianie prawa ekstradycyjnego, które umożliwi wydalanie podejrzanych o popełnienie przestępstw kryminalnych na terytorium kontynentalnych Chin. Policja używa gazu łzawiącego, armatek wodnych oraz gumowych kul próbując rozpędzić protestujących.

Przy pełnym poparciu Pekinu, hongkońska Rada Legislacyjna (Legislative Council) zamierza przeforsować poprawkę do prawa ekstradycyjnego, która umożliwia przekazanie podejrzanych o przestępstwa kryminalne kontynentalnym Chinom. Plany te wzbudziły niepokój opozycji, która obserwuje jak krok po kroku ograniczane są demokratyczne prawa mieszkańców regionu. Niedzielne pokojowe demonstracje przekształciły się w środę w regularne walki uliczne. Protestujący usiłowali wedrzeć się do budynków rządowych, a policja po raz pierwszy od dekad użyła do rozpędzania demonstrantów gumowych kul. Komendant policji Stephen Lo Wai-Chung określił starcia jako zamieszki, za udział w których grozi kara do 10 lat więzienia.

>>> Czytaj też: Chiny: Cenzorzy blokują informacje o protestach w Hongkongu

Jedno państwo – dwa systemy

Reklama

Hongkong został zwrócony Chinom w roku 1997, po 155 latach bytu jako brytyjska kolonia. W myśl porozumienia stał się specjalnym regionem administracyjnym ChRL. Jednym z głównych punktów chińsko-angielskiej umowy z roku 1984 było przyjęcie na wyspie Podstawowych Praw (Basic Law). Quasi konstytucja daje byłej kolonii szeroką autonomię oraz pewne przywileje – własną legislaturę i system ekonomiczny, niezawisłość sądową oraz możliwość zachowania własnej waluty, dolara. Mieszkańcy Hongkongu zachowali prawo do wolności wypowiedzi i zebrań. W zamian, w myśl zasady jedno państwo – dwa systemy, komunistyczne Chiny odpowiadają za politykę zagraniczną i obronną enklawy, utrzymując na wyspie niewielki garnizon. I powoli ograniczają demokratyczne przywileje byłej kolonii.

Pierwsze większe protesty na terenie regionu miały miejsce w roku 2014. Tak zwana Rewolucja Parasolek (zwana tak od parasoli, których demonstranci używali do ochrony przed rozpylanym przez policję gazem łzawiącym) była protestem przeciw ograniczeniu na terenie wyspy praw wyborczych. Chodziło o wybory szefa hongkońskiej administracji. Rząd w Pekinie uznał, że mieszkańcy regionu mają prawo wybrać kandydata z ograniczonej listy, uprzednio zaaprobowanej przez komunistyczne władze. Protesty trwały 79 dni i nie przyniosły skutków, a wielu organizatorów uwięziono.

>>> Czytaj też: Cyberatak na komunikator Telegram z chińskich IP: używali go demonstranci w Hongkongu

Kontrowersyjna nowelizacja

Rada Legislacyjna jest zdecydowana przeprowadzić zmiany w obowiązującym prawie – ostateczne głosowanie ma zostać przeprowadzone 20 czerwca. Jednak drugie czytanie projektu, które było przewidziane na środę 12 czerwca, nie odbyło się i zostało przesunięte na niesprecyzowany „późniejszy termin”. To niewątpliwy sukces opozycji, jednak rządzący są zdecydowani poddać projekt pod głosowanie. Pretekstem do zmiany prawa jest casus 19 -letniego mieszkańca Hongkongu, którego oskarża się, że w lutym ubiegłego roku, podczas wakacji na Tajwanie, zabił swoją narzeczoną i zbiegł na wyspę. Z racji braku umowy ekstradycyjnej człowiek ten nie może zostać wydany władzom Tajwanu. Poprawka obowiązującego prawa ma uregulować kwestie przekazywania oskarżonych o takie przestępstwa jak morderstwo lub gwałt nie tylko Chinom, ale Makau oraz właśnie Tajwanowi.

Dlaczego mieszkańcy Hongkongu protestują? Krytycy projektu nowelizacji ustawy o ekstradycji podnoszą kwestie rzekomego stosowania tortur i przymusowych zeznań w chińskim systemie sadownictwa. I widzą w działaniach władz kolejny krok w kierunku ograniczaniu swoich praw. By rozwiać obawy, Rada Legislacyjna obiecała zastosowanie mechanizmów prawnych, które zagwarantują przestrzeganie praw ludzi poddanych ekstradycji. Jednak to nie przekonuje protestujących. Nowy projekt umożliwia Chinom żądanie ekstradycji obywateli Hongkongu na kontynent, co może narazić mieszkańców wyspy na politycznie motywowane żądania komunistów.

Wielka Brytania zaapelowała do władz swojej byłej kolonii o przemyślenie planowanej nowelizacji oraz podjęcie kroków, które mają chronić jej prawa, wolności oraz autonomię. Brytyjski minister spraw zagranicznych Jeremi Hunt wezwał rząd Hongkongu do „wysłuchania obaw swoich obywateli i przyjaciół w społeczności międzynarodowej oraz do wstrzymania się i zastanowienia nad tymi kontrowersyjnymi środkami", zaś Unia Europejska wydała oświadczenie, w którym nawołuje władze do poszanowania praw obywatelskich, a zarazem wzywa obie strony do powściągliwości. Natomiast Pekin oskarżył protestujących, że ich działania podkopują reputację miasta, a akty bezprawia podważają rządy prawa na wyspie.

Po środowych zamieszkach władze Hongkongu zamknęły do końca tygodnia rządowe biura znajdujące się w dzielnicy finansowej. W szpitalach znalazło się 72 rannych. Obie strony szykują się do kolejnych wystąpień – demonstranci zapowiadają, że nie ustąpią, póki Rada Legislacyjna nie wycofa się z kontrowersyjnego projektu. Szefowa administracji wyspy, Carrie Lam twardo broni konieczności nowelizacji obowiązującego prawa.

Podstawowe Prawa ustalone podczas rozmów chińsko-brytyjskich zostały wynegocjowane na 50 lat i właściwie nie wiadomo, co stanie się z autonomią Hongkongu po roku 2047. Obserwując działania aktualnych władz wyspy można być pełnym obaw o jej demokratyczną przyszłość.

Autor: Tomasz Dzbeński

>>> Czytaj też: Słabnąca Rosja stanie się satelitą Chin? Cztery prognozy na 2030 rok [RAPORT]