Minister przypomniał, że stado z Deszczna liczy ponad 180 sztuk bydła. Może się ono jednak jeszcze powiększyć, ponieważ niektóre z krów mogą być w ciąży - dodał Główny Lekarz Weterynarii Bogdan Konopka.

Ardanowski poinformował, że do resortu zgłasza się coraz więcej właścicieli gospodarstw, którzy chcieliby przyjąć bezpańskie krowy, po ich zbadaniu. Dodał, że najbardziej wiarygodną "ofertą" jest propozycja przyjęcia stada w Gospodarstwie Ekologicznym "Rezerwat Czarnocin".

Minister zastrzegł, że krowy zostaną zakolczykowane - czyli zostaną wpisane do ewidencji, ale nie otrzymają tzw. paszportów, pozwalających ich ubój i późniejsze przetworzenie na żywność.

"Będą w systemie, ale nie będą mogły być ubite w celach konsumpcyjnych, nie będą mogły trafić do łańcucha żywieniowego" - zaznaczył.

Reklama

Minister dodał, że wydaje mu się, że jest to ograniczenie, z którego do końca mogą nie zdawać sobie sprawy, chcący przyjąć stado.

Przypomniał, że ws. stada z Deszczna rozmawiał m.in. z prof. Andrzejem Elżanowskim, zoologiem i bioetykiem z UW i członkiem Polskiego Towarzystwa Etycznego (PTE). "Po rozmowach podjęliśmy decyzje, które będą wykonywane przez inspekcję weterynaryjną, by przeprowadzić procedury w taki sposób, by to stado zostało uratowane i tak jak sobie organizacje ekologiczne życzą, mogło żyć do naturalnej śmierci" - dodał.

Ardanowski poinformował, że decyzja powiatowego lekarza weterynarii o wybiciu tego stada została uchylona. Teraz - jak wymienił - bydło musi zostać przebadane, a później trafić do nowego miejsca, gdzie jednak nie będą mogły mieć kontaktu z innymi zwierzętami. "Takie działania w najbliższym czasie będą podejmowane, konkretnych dat nie wskażę, będzie to zależało od czynników pogodowych. Przy bardzo dużych upałach trzeba zaniechać przepędzania, transportu" - wskazał.

Krowy na razie przetrzymywane są w miejscowości Ciecierzyce, a stado liczy ok. 180 sztuk. Od wielu lat krowy żyły na wolności i wypasały się na polach rolników. Są to zwierzęta niezarejestrowane, nie mają właściciela i nie były pod opieką weterynaryjną. Pod koniec października ub.r. powiatowy lekarz weterynarii w Gorzowie Wielkopolskim wydał decyzję, "na mocy której właściciel zwierząt został zobowiązany do zabicia 170 sztuk bydła". Ta decyzja została podtrzymana przez Głównego Lekarza Weterynarii. Po licznych protestach w sprawę "ratowania" krów włączyli się również politycy. Ostatecznie z końcem maja br. szef resortu rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski zapewnił, że krowy z Deszczna nie trafią do uboju, zostaną odizolowane w jednym z państwowych gospodarstw.

>>> Czytaj też: Powstał portal, dzięki któremu można pozbierać dla siebie z pola owoce lub warzywa