Nie dostać się na Harvard to pestka – zdarza się, że tak powiem, i to szalonej większości z nas. O wiele gorzej jest, kiedy Harvard cię przyjmie, ty spakujesz walizkę i ruszysz do Bostonu, a uczelnia powie: „A nie, jednak nie”. To właśnie przydarzyło się niejakiemu Kyle’owi Kashuvowi.
Kim jest Kashuv? Ponad rok temu w szkole średniej w Parkland na Florydzie młody morderca otworzył ogień, zabijając 17 osób. Tragedia obudziła w uczniach szkoły ducha aktywizmu i niektórzy z nich stali się ważnymi głosami wołającymi o kontrolę dostępu do broni w USA. Jeden z uczniów, Kashuv właśnie, wybrał jednak odmienną drogę. Bliżej mu do prawicy, jest za dostępem do broni i został publicznym rzecznikiem alternatywnych rozwiązań mających zredukować ryzyko przemocy w szkołach. Szybko wzięty na sztandary przez konserwatystów, Kashuv lobbował u Trumpa za przeszkalaniem młodzieży i systemami ostrzegającymi. Przemoc nie, posiadanie broni tak – tak pokrótce brzmią jego poglądy.
Chłopak robi wrażenie: inteligentny, sławny, na świadectwie same szóstki. Nic dziwnego, że Harvard go chciał – to znaczy do czasu, kiedy wyciekły jego prywatne wiadomości i jakiś (też prywatny, dzielony z kilkoma innymi) dokument Google Docs sprzed dwóch lat. Szesnastoletni wówczas Kashuv, jeszcze przed doświadczeniem tragedii szkolnej, nocą wypisywał rasistowskie idiotyzmy, łącznie ze słowem na „n”, pogardliwym określeniem czarnoskórych, które nie przejdzie mi przez klawiaturę.

Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP