W 2014 r. 41-letni Garland Couch był tylko kolejnym zwolnionym z pracy górnikiem w stanie Kentucky. W zawodzie tym pracował przez poprzednie piętnaście lat, podobnie jak jego ojciec i dziadek. „Węgiel był jego życiem” – jak pisze autor książki (jej polski tytuł to: „Programiści: nowe plemię i zmienianie świata”).

Jeszcze w 2008 r. w Kentucky pracowało 17 tys. górników, w 2016 r. już tylko 6,5 tys. Couch zastanawiał się co dalej zrobić z życiem, kiedy usłyszał ogłoszenie radiowe: „Czy zwolniono cię ostatnio z kopalni? Jeżeli lubisz logiczne myślenie i nie boisz się nowych rzeczy, mamy dla ciebie propozycję zawodową. Firma Bit Source przynosi rewolucję programistyczną do Wschodniego Kentucky.”

Oferta pracy programistycznej dla byłych górników była pomysłem niejakiego Rusty’ego Justice’a, 55-latka, który także pracował całe życie w przemyśle górniczym, we własnej firmie. Ale zorientował się, że ten przemysł w USA upada, i jeżeli chce przetrwać musi stworzyć firmę w zupełnie innej branży, takiej która rośnie, a nie zwija się. Średnia roczna pensja w branży górniczej w stanie Kentucky to 82 tys. dolarów.

Justice szukając pomysłu na biznes z równie dobrze płatną pracą trafił do inkubatora technologicznych start-upów w mieście Lexington, gdzie dowiedział się, że nowym firmom w tej branży ciągle brakuje programistów, a pensje sięgają 80 tys. dol. rocznie. Justice pokiwał głową, ale stwierdził, że pewnie do takiej pracy to potrzeba ludzi z dyplomem informatyka. Na to szef inkubatora odparł: „Nic podobnego. Każdy bystry i niebojący się nowych wyzwań człowiek jest w stanie nauczyć się wszystkiego co trzeba w czasie pracy”. Justice zdawał sobie sprawę, że współcześni górnicy w Kentucky nie przypominają tych z wyobrażeń, tzn. ciągle umorusanych ludzi bez wykształcenia, zajmujących się ciężką pracą fizyczną. We współczesnych kopalniach pracownicy zajmują się raczej obsługą skomplikowanych maszyn górniczych i rozwiązywaniem problemów pojawiających się w czasie ich eksploatacji. Przypomina to pracę programistów znacznie bardziej niż by się na pierwszy rzut oka wydawało.

Reklama

Przedsiębiorca zdecydował się spróbować i zatrudnić pierwszą partię dopiero co zwolnionych górników, przekwalifikować ich, a następnie znaleźć dla nich zlecenia. Zaplanował, iż weźmie z rynku jedenaście osób. Podejrzewał, że jak mu się poszczęści, to dostanie może pięćdziesiąt aplikacji. Tymczasem dostał ich… 950. Konieczne okazało się zrobienie wstępnego testu predyspozycji, który wyłonił dwudziestu kandydatów do rozmów kwalifikacyjnych. W ostatecznej jedenastce przyjętych był właśnie wspomniany wcześniej 41-letni Garland Couch.

Przyjęty został także inspektor bezpieczeństwa w kopalni oraz mechanik, który naprawiał przenośniki taśmowe pod ziemią. Po kilku miesiącach intensywnej nauki górnicy-programiści zaczęli sprzedawać pierwsze swoje projekty, na początek takie proste jak strona miasta Pikeville, ale stopniowo doszli m.in. do tworzenia aplikacji, która pozwalała pacjentom realizować kupony u farmerów. Justice stał się celebrytą w świecie rozwoju ekonomicznego. Z całego świata dzwonią do niego ludzie z pytaniem o rady jak powtórzyć jego sukces.

Firma Justice’a i jej podobne mają przed sobą dobrą przyszłość. Amerykańskie Bureau of Labor Statistics szacuje, że w latach 2016-2026 zapotrzebowanie na pracę programistów będzie rosnąć o 13 proc. rocznie. Pensja w branży w maju 2017 r. wynosiła 84 580 dol., czyli więcej niż dwukrotność tego co średnio zarabia się w całej gospodarce. I pewnie będzie rosnąć, ponieważ przewiduje się, że 2020 r. będzie milion wolnych miejsc pracy dla programistów.

To co opisuje w książce „Coders” jej autor jest o tyle interesujące z polskiego punktu widzenia, że w naszym kraju również jest bardzo odczuwalne rosnące zapotrzebowanie na pracę programistów. Na rynku krajowym pojawiło się już wiele prywatnych firm, które twierdzą, że w ciągu od kilku do kilkunastu miesięcy intensywnej nauki są w stanie nauczyć swoich studentów wystarczająco informatyki, by byli oni w stanie znaleźć sobie pracę w branży. Co więcej, niektóre z tych firm twierdzą, że dają gwarancję znalezienia takiej pracy. Bez wątpienia rynek pracy zarówno w USA, jak i Polsce, czy innych krajach daje wyraźne sygnały, że jest i będzie duże zapotrzebowanie na pracę programistów. „Coders” to książka dla tych, którzy chcieliby dowiedzieć się więcej o tym, na czym dokładnie polega ta praca. Niekoniecznie dlatego, że sami planują się przekwalifikować, ale by po prostu lepiej rozumieć to, co się dzieje w gospodarce.

Omówiony wątek z książki to tylko jeden z wielu poruszanych w publikacji (choć w mojej ocenie najbardziej interesujący). Całość czyta się jak zbiór reportaży z życia programistów (zresztą niektóre z tekstów w książce ukazały się wcześniej jako artykuły w „The New York Times Magazine” i „Wired”) z dużymi wątkami dotyczącymi historii tego zawodu. Autor jest dziennikarzem, wolnym strzelcem, ale z dużym doświadczeniem w branży.

Czytanie książki sprawia dużą przyjemność i widać w niej solidny warsztat dziennikarski autora. Ale także wielką pasję do programowania, bo Thomson przyznaje, że choć utrzymuje się z dziennikarstwa to umie i lubi pisać programy komputerowe, choć robi to głównie na własny użytek. Autor chwali się na przykład, że napisał dla siebie program w języku programowania Python, który codziennie o 8:30 rano sam loguje się na jego konto w Twitterze i analizuje jego tweety z ostatnich 24 godzin, robi ich listę z linkami i wysyła je do niego na maila.

Tak więc gorąco polecam tę publikację, w szczególności w połączeniu z książką „Automate the Boring Stuff with Python” („Automatyzacja nudnych zadań z Pythonem”) Ala Sweigarta, w której autor pokazuje jak nauczyć się pisać proste, ale bardzo użyteczne programy (na przykład takie do automatycznego pisania i rozsyłania maili, ściągania plików, przeszukiwania internetu czy plików arkuszy kalkulacyjnych), które może w pracy wykorzystać każdy „biały kołnierzyk”, nawet jeżeli nie planuje zmieniać zawodu.

Autor: Aleksander Piński