Relacje polsko-ukraińskie przedstawia się w landrynkowych barwach: zapraszamy braci ze Wschodu, potrzebujemy waszej pracy, jesteśmy podobni kulturowo, serdecznie witamy. Tymczasem poza tą oficjalną narracją dzieją się rzeczy złe - mówi w wywiadzie Piotr Tyma, prezes Związku Ukraińców w Polsce.
Pierwszy raport przygotowany przez Związek Ukraińców w Polsce na temat sytuacji obywateli tego państwa w naszym kraju pokazywał, że zdarzają się problemy, najnowszy– że sytuacja stała się już fatalna. Tymczasem z moich obserwacji wynika, że Ukraińcy podejmują coraz bardziej prestiżowe i dobrze płatne prace oraz świetnie się integrują. Mam wrażenie, że skupiacie się w raporcie na patologii, która jest marginalna.
Od lat mamy w Polsce tendencję, w której przodują rządzący i część mediów, by przedstawiać relacje polsko-ukraińskie w landrynkowych barwach: zapraszamy braci ze Wschodu, potrzebujemy waszej pracy, jesteśmy podobni kulturowo, serdecznie witamy. Tymczasem poza tą oficjalną narracją dzieją się rzeczy złe, np. w ostatnich dwóch latach znacząco zwiększyła się liczba nienawistnych wobec Ukraińców wpisów w internecie. Rośnie agresja fizyczna, obywatele Ukrainy padają ofiarą przestępstw, są napadani i bici. Kierowca Ubera w Warszawie, robotnik w Wodzisławiu Śląskim, mężczyzna we Wrocławiu, chłopak w Lublinie – są „j...i Ukraińcami” i mają „w...ć z Polski”. Niedawno opowiedziano mi o bójce, jaka wywiązała się pomiędzy Polakami a Ukraińcami, kolegami, w wyniku dyskusji na tematy historyczno-polityczne. Kiedy brakło argumentów, w ruch poszły pięści.
Reklama
Nie chcę bagatelizować tych zdarzeń, ale będę się upierała, że to margines. Skrajne sytuacje wyciągane – słusznie – na widok publiczny i nagłaśniane.
Chciałbym, żeby miała pani rację, ale moje obserwacje świadczą o czymś innym: to narastająca fala wywołana świadomym podsycaniem ideologicznej wrogości. Do wzmagania negatywnych stereotypów na temat Ukrainy oraz jej obywateli przyczynia się też część publicystów i polityków, zwłaszcza tych związanych ze skrajnie prawicowymi ugrupowaniami, jak ONR czy Ruch Narodowy. Poseł RN Robert Winnicki, który dostał się do Sejmu z listy Kukiz’15 (opuścił tę partię w 2016 r. – red.), apelował, by nie pozwalać pracować w Polsce Ukraińcom. Na Podkarpaciu, przed majowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego, hasłem Konfederacji było: „Precz z żydowskimi roszczeniami i banderowskimi prowokacjami”. Przy czym tymi prowokacjami miały być pomniki ku pamięci poległych obywateli Polski ukraińskiego pochodzenia albo ich groby.
Ale to wciąż margines.
A więc kolejny przykład: słowa wojewody lubelskiego Przemysława Czarnka po uroczystościach, które odbyły się w lipcu 2018 r. w wsi Sahryń w Lubelskiem, z udziałem prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki, ministrów i parlamentarzystów, ambasadora Ukrainy w RP, delegacji obywateli Polski narodowości ukraińskiej oraz Polaków. Zorganizowano je dla upamiętnienia Ukraińców zamordowanych przez polskich partyzantów w marcu 1944 r. – AK i Bataliony Chłopskie zabiły co najmniej 600 osób, w tym kobiety i dzieci (IPN podaje, że zginęło od 200 do 300 cywilów – red.). I wojewoda Czarnek określił uczestników tych uroczystości mianem ukraińskich nacjonalistów, a same obchody hucpą i prowokacją. To niebywałe, by urzędnik państwowy wyrażał się w ten sposób o politykach zaprzyjaźnionego państwa.
Cały rozmowę z Piotrem Tymą, prezesem Związku Ukraińców w Polsce, przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP