Wagoniki wyjeżdżają spod ziemi i w środku robi się jasno. Za stacją Jangpura fioletowa linia metra wjeżdża na wysoki wiadukt. Przez okna widać płaskie dachy delhijskich domów znaczone potężnymi zbiornikami na wodę. Nagle z tyłu dobiegają podniesione głosy.

„Ten idiota ocierał się o mnie kroczem!” - krzyczy młoda kobieta. Kilku mężczyzn od razu wstaje i rusza w stronę kłócących się osób. Inni pasażerowie na chwilę odwracają wzrok od ekranów komórek i wychylają głowy.

Wokół zbiera się tłum. Sami mężczyźni, bo jest to środkowy wagonik, gdzie zazwyczaj brakuje kobiet. Ktoś łapie cherlawego młodzieńca za kark. „Ich jest dwóch!” - pokazuje na mężczyznę, który zaczyna się cofać. Ludzie zastępują mu drogę.

Kobiecie drży głos, bardziej z oburzenia niż z nerwów. Opisuje, jak dwóch młodzieńców najpierw intensywnie się w nią wpatrywało, a zaraz potem jeden z nich zaczął się o nią ocierać. Drugi rzucił wulgarnym epitetem. Ludzie mówią, żeby od razu dzwoniła na policję.

Reklama

Na następnej stacji tłum wyprowadza dwóch mężczyzn na peron. Dziesięć minut później przychodzi czterech funkcjonariuszy Centralnej Rezerwy Policji, jednostki ochraniającej metro.

„Kobiety w Delhi są twarde” - mówi PAP Namrata Pandey, 28-letnia ekonomistka mieszkająca od 4 lat w Delhi. „Muszą być twarde, nie mają wyboru, jeśli chcą tutaj mieszkać. Uczysz się, w jakiej sytuacji można zareagować, kiedy zignorować lub uciekać” - tłumaczy, dodając, że w metrze można już ostro reagować.

Pandey najczęściej jeździ w pierwszym wagonie składu, przeznaczonym wyłącznie dla kobiet. „Ale coraz częściej wsiadam gdziekolwiek. Bo dlaczego miałabym specjalnie iść do przodu składu? Pociąg jest dla wszystkich” - podkreśla.

Tłumaczy, że ludzie kiedyś nie reagowali i to się powoli zmienia. „Zwłaszcza że w metrze jest chłodno, czysto, wagoniki są klimatyzowane, a wszędzie kamery i ochrona” - mówi. „Co innego na zewnątrz” - zauważa.

Ale nie zawsze metro jest bezpieczne. W połowie czerwca br. 29-letnia projektantka wnętrz była molestowana wieczorem na ruchomych schodach jednej ze stacji w Gurgaon. Tym razem nikt nie zareagował, a pobliski posterunek był zamknięty.

„Wymierzyłam mu policzek, co sygnalizowało (przechodniom - PAP), że coś się stało” - kilka dni później pisała na Twitterze. „To za mało, żeby podnieść alarm? Nie chcemy darmowych przejazdów. Chcemy bezpieczeństwa, które każdy rząd obiecuje, ale żaden nie jest w stanie nam zapewnić. Boimy się wychodzić na zewnątrz. Czy 21.25 to naprawdę tak późno?” - pytała, nawiązując do gorąco dyskutowanej propozycji darmowych przejazdów dla kobiet.

Na początku czerwca Arvind Kejriwal, szefujący lokalnym władzom Delhi, zapowiedział zwolnienie kobiet z opłaty za przejazdy. Propozycja miała zachęcić kobiety do korzystania z komunikacji miejskiej i tym samym poprawić ich bezpieczeństwo w mieście. Krytycy propozycji twierdzą, że to zagrywka pod publikę - za rok w Delhi odbędą się lokalne wybory.

„Chętnie wzięłabym taką ulgę, bo to będzie jakiś argument dla moich rodziców, jeśli chciałabym dorabiać po zajęciach i wracać późno do domu” - mówi PAP Neha Sharma, 22-letnia studentka z delhijskiego uniwersytetu.

Badania ekonomistki Banku Światowego z 2017 r. wskazują, że studentki wolą wybrać uczelnie o niższej renomie lub wydać znacznie więcej na podroż, jeśli tylko dojazd jest dla nich bezpieczniejszy.

Władze miasta powołują się socjologów, którzy twierdzą, że większa obecność kobiet w przestrzeni publicznej poprawi bezpieczeństwo. „Ale poza stacją metra bezpieczeństwo staje się problemem” - mówi studentka, która mieszka na obrzeżach Gurgaon.

Tłumaczy, że pod stacją trzeba złapać elektryczną wieloosobową rikszę albo taksówkę. „Na taksówkę mnie nie stać, a i tak w Uberze zdarzały się gwałty. Tańsze elektryczne riksze również nie są bezpieczne w nocy i jeszcze z przystanku trzeba dojść do domu” - dodaje.

„Oczywiście, darmowe przejazdy są świetne” - mówi PAP 42-letnia Sita Banarjee, która pracuje jako pomoc domowa w kilku dzielnicach Delhi. „Dla mnie każdy grosz się liczy, a teraz metrem wszędzie można dojechać” - tłumaczy. Zdaniem Banarjee wiele kobiet w jej sytuacji mogłoby znaleźć pracę lub mieć więcej zleceń.

Delhijskie metro ma długość 343 km i obsługuje ponad 250 stacji. Darmowe przejazdy miałaby obejmować również miejskie autobusy. Już teraz w 60 proc. autobusów jeżdżą ochroniarze zatrudnieni przez miasto.

Jednym z największych krytyków pomysłu jest Elattuvalapil Sreedharan, nazywany „Człowiekiem Metro”. Sreedharan stworzył sieć delhijskiego metra i przez 17 lat nim zarządzał. Metro jest zadłużone na 5 mld dol. i jego zdaniem miasta nie stać na takie ulgi. Szacuje, że większa liczba kobiet przeciąży metro.

„Więc kobiety mają dalej siedzieć w domu?” - komentuje Namrata Pandey. „Kogo stać, ten kupi bilet. Ja kupię!” - zaręcza.

Władze miasta twierdzą, że bogate Delhi stać na pokrycie utraconych wpływów z tytułu ulgi, a długoterminowe zyski dla ekonomii miasta i społeczeństwa będą ogromne.

Z Delhi Paweł Skawiński

>>> Czytaj też: USA skarżą Indie do WTO. Chodzi o odwetowe taryfy celne