Nie gaśnie spór wokół największego, bo wartego aż 103 mld zł programu na rzecz walki ze smogiem. Napięte negocjacje z przedstawicielami Komisji Europejskiej, którzy zagrozili Polsce obcięciem funduszy w przyszłej perspektywie finansowej, to niejedyny otwarty front w ostatnich dniach. Teraz do gry włączają się samorządy.
Jak ustaliliśmy, rośnie wśród nich grono sceptyków wobec ostatniego pomysłu resortu środowiska, który chciałby zaangażować je w dystrybucję pomocy. Wsparcie miałoby mieć charakter dobrowolnego, bezpłatnego pilotażu. W założeniu odciąży to przytłoczone biurokracją wojewódzkie fundusze ochrony środowiska i gospodarki wodnej. Jeżeli model współpracy się sprawdzi, niewykluczone, że gminy otrzymają dodatkowe środki na obsługę programu, np. na oddelegowanie lub zatrudnienie nowych pracowników – zapowiada minister środowiska Henryk Kowalczyk.
Choć gminy podkreślają, że nie chcą się uchylać od obowiązków wobec mieszkańców i chętnie podejmują się antysmogowych inicjatyw, to wiele z nich zdecydowanie odmówiło udziału w pilotażu. Powód? Bez reformy i uproszczenia systemu nie chcą brać na siebie odpowiedzialności za program, który z zasady nie będzie działał efektywnie, niezależnie od tego, jak wiele osób będzie w niego zaangażowanych – tłumaczą.
– To, co dziś proponuje resort, to niedopracowany i nieprzemyślany system, który zamiast przyspieszenia pomocy doprowadzi tylko do większego chaosu – mówią.
Reklama

Bez konsultacji i szybko

Krytyczny głos wybrzmiał ostatnio ze strony m.in. przedstawicieli Śląskiego Związku Gmin i Powiatów. „Dostrzegamy potrzebę pilnej reformy programu, ale nie może ona polegać na przenoszeniu odpowiedzialności za realizację skomplikowanego i nieprzyjaznego dla beneficjentów programu na gminy” – czytamy w apelu.
Samorządowcy dodają, że propozycja zaangażowania w dystrybucję pomocy jest szczególnie zaskakująca, bo od początku funkcjonowania programu „Czyste powietrze” ani Ministerstwo Środowiska, ani Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej nie kontaktowały się z nimi w celu przedyskutowania i wypracowania zmian w programie.
Zdaniem Andrzeja Guły z Polskiego Alarmu Smogowego świadczy to o popłochu, w jakim resort środowiska próbuje ugasić pożar w relacjach z Brukselą. – To rozwiązanie pisane na kolanie, tylko po to, by wykazać dobrą wolę do zreformowania programu według wytycznych Komisji Europejskiej i Banku Światowego – przekonuje.

Więcej biurokracji

Takie działanie z doskoku to tylko wierzchołek góry problemów. Zgodnie z zapowiedziami ministra Kowalczyka pilotaż współpracy gmin i wojewódzkich funduszy ochrony środowiska (dziś to one w całości obsługują beneficjentów i rozliczają wnioski) ma ruszyć w połowie miesiąca.
Jak ustaliliśmy, konkretną datą jest 12 lipca. Do tego dnia będą podpisywane porozumienia między WFOŚ i gminami. – Następnie rozpoczną się szkolenia dla urzędników dotyczące obsługi programu – informuje Aleksander Brzózka, rzecznik resortu środowiska. I dodaje, że do dziś zainteresowanie współpracą zgłosiło ok. 600 gmin.
Wciąż jednak pod znakiem zapytania jest, na czym dokładnie ta współpraca ma polegać i jakie obowiązki wezmą na siebie gminy. Z naszych informacji wynika, że miałyby odpowiadać za przygotowanie, przyjęcie i sprawdzenie wniosku o dofinansowanie.
Zdaniem Wiktora Chrzanowskiego, wiceburmistrza Tuchowa, to ogromny zakres zadań, którego nie można bez przygotowania zrzucić na gminy, licząc, że usprawni to dystrybucję pomocy. W jego ocenie będzie zgoła odwrotnie: zamiast przyspieszenia powstanie kolejne wąskie gardło dla wypłaty środków. Wnioski nie zatrzymają się bowiem na etapie wojewódzkich funduszy, tylko po prostu zapchają urząd gminy, gdzie zazwyczaj nad sprawami dotyczącymi czystego powietrza pracuje jedna osoba.

Znaki zapytania

Za przykład ewidentnego absurdu podaje chociażby to, że zgodnie z pomysłami resortu ta sama osoba miałaby pomagać w wypełnianiu wniosku i później jeszcze sama sprawdzać go pod kątem ewentualnych błędów.
– Takich nierozwiązanych problemów jest masa – przekonuje. Chociażby kwestia zapewnienia należytego zabezpieczenia danych osobowych, o którym resort nie wspomina. Podkreśla też, że o ile urząd gminy może przetwarzać dane w ramach swoich zadań zleconych, o tyle w przypadku dobrowolnego porozumienia z wojewódzkimi funduszami pomoc dla mieszkańców do takich zadań się nie kwalifikuje.

System wciąż niewydolny?

Resort zdaje się świadomy części podnoszonych przez gminy problemów i zapowiada uproszczenie procedur. – Chcemy wprowadzić rozwiązanie polegające na domniemaniu podpisania umowy przez beneficjenta w chwili składania wniosku. Umowa dofinansowania stanie się wiążąca po decyzji zarządu WFOŚiGW, co zwiększy tempo podpisywania umów z beneficjentami – tłumaczy rzecznik.
W ocenie ekspertów to wciąż za mało, bo zaangażowanie gmin przy skomplikowaniu programu nie przyspieszy wypłaty środków. W praktyce może być na odwrót, bo cały biurokratyczny łańcuch zostanie wydłużony o kolejne ogniwo, czyli gminy. Ostatecznie każda umowa i tak będzie musiała wylądować na biurku zarządu wojewódzkich funduszy.
Zdaniem ekspertów poprawić się mogą co najwyżej statystyki dotyczące liczby złożonych wniosków, a więc – mówiąc wprost – zainteresowania programem. Sęk w tym, że choć więcej osób wystąpi o wsparcie, to już niekoniecznie więcej osób je realnie otrzyma. ©℗