"Przez cztery lata Zjednoczone Emiraty Arabskie były militarną podstawą prowadzonej przez Saudyjczyków wojny w Jemenie, dostarczając broni, pieniędzy i tysięcy żołnierzy, by przegnać jemeńskich rebeliantów Huti" - zauważa "NYT". Teraz jednak władze tego kraju "zdecydowały, że nie mogą iść dalej".
Od kilku tygodniu informują one, że rozpoczęto już proces wycofywania oddziałów ZEA z Jemenu. Kilka lat temu ich liczebność w tym kraju nad Morzem Czerwonym szacowano na ok. 5 tys. Abu Zabi podkreśla jednak, że zamierza utrzymać część wojsk, w tym m.in. w porcie w Adenie, głównym mieście na południu kraju.
W ostatnim miesiącu władze ZEA zmniejszyły liczebność swoich oddziałów w Al-Hudejdzie nad Morzem Czerwonym o 80 proc., do mniej niż 150 żołnierzy - pisze "NYT", powołując się na cztery źródła zaznajomione ze sprawą. W ubiegłym roku o ten port toczyły się zacięte walki.
Zachodni i arabscy dyplomaci uważają, że już doszło do "znaczącej redukcji" oraz że władze ZEA chcą "wyjść z wojny, której koszt jest zbyt wysoki, nawet jeśli oznacza to gniew ich saudyjskich sojuszników".
Ograniczenie sił ZEA pokaże Saudyjczykom, że "ta wojna jest porażką" - ocenia Michael Stephens z think tanku Royal United Services Institute. Jego zdaniem "dwóch głównych członków koalicji, Arabia Saudyjska i ZEA, nie ma tej samej wizji sukcesu".
ZEA "w znacznym stopniu osiągnęły swoje cele ochrony dróg morskich w Zatoce Adeńskiej (...) Saudyjczycy natomiast ugrzęźli w ochronie swojej długiej granicy z Jemenem" - zauważa "NYT".
Dyplomaci - według nowojorskiej gazety - utrzymują, że Rijad "jest głęboko rozczarowany" decyzją ZEA. Władze w Abu Zabi miały nawet "unikać ogłaszania swojej decyzji publicznie, po części, by minimalizować niezadowolenie Saudyjczyków".
Anonimowy przedstawiciel ambasady Arabii Saudyjskiej w Waszyngtonie zaprzecza jednak, że między jego krajem i ZEA doszło do napięć w tej sprawie. Przywódcy tych dwóch arabskich państw "pozostają strategicznie sprzymierzeni w kwestii celów dla Jemenu" - zastrzega w wypowiedzi dla "NYT".
ZEA wspierają zdominowaną przez sunnitów koalicję, której przewodniczy Arabia Saudyjska. W interwencji biorą także udział: Bahrajn, Bangladesz, Egipt, Jordania, Katar, Kuwejt, Maroko, Senegal i Sudan. Walczą oni w Jemenie ze wspieranymi przez Iran rebeliantami Huti pod hasłem przywrócenia do władzy prezydenta Abd ar-Raba Mansura al-Hadiego. Hadiemu podlega tylko południowa część kraju; Huti kontrolują terytoria na północy i zachodzie Jemenu.
Jemen pogrążony jest w chaosie od 2011 roku, gdy społeczna rewolta położyła kres wieloletnim dyktatorskim rządom prezydenta Alego Abd Allaha Salaha. Konflikt nasilił się po rozpoczęciu interwencji przez koalicję w marcu 2015 roku.
Według ONZ wojna w Jemenie pochłonęła od 2015 r. prawie 10 tys. ofiar i wywołała "jeden z największych kryzysów humanitarnych na świecie".
>>> Czytaj też: Wielka Brytania wyśle drugi okręt wojenny do Zatoki Perskiej. "Zachowajmy zimną krew"