Jedna rzecz, której uczył Oksford, to jak przemawiać, nie mając zbyt dużo wiedzy.
Obaj kandydaci na premiera, którzy zostali na placu boju – Boris Johnson i Jeremy Hunt – to koledzy ze studiów, oczywiście na najbardziej elitarnej brytyjskiej uczelni, Uniwersytecie Oksfordzkim. Uczęszczali tam wszyscy powojenni premierzy, którzy zdobyli wyższe wykształcenie, z wyjątkiem jednego – Gordona Browna. Starym kumplem Johnsona i Hunta ze studiów jest także Michael Gove, do niedawna trzeci pretendent do przywództwa torysów. Ogólnie aż sześciu z siedmiu kandydatów, którzy ostali się po pierwszej rundzie, kończyło Oksford. Absolwentami tej uczelni są też inni prominentni zwolennicy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej – Jacob Rees-Mogg i Daniel Hannan. Poprzedni premier David Cameron, który co prawda nie chciał brexitu, ale nonszalancko postawił go na szali, żeby zapewnić sobie poparcie w Partii Konserwatywnej, również jest ich uniwersyteckim kolegą.
Niemal wszyscy dzisiejsi torysi z pierwszego planu należeli do uczelnianego klubu dyskusyjnego Oksford Union. „Był to rodzaj Izby Gmin dla nastolatków” – wspomina w „Financial Times” publicysta Simon Kuper, który przewinął się przez Oksford mniej więcej w czasie, kiedy studiowali tam Johnson i Hunt. To w tym elitarnym kółku przyszli posłowie i ministrowie zdobywali pierwsze szlify w debatach. Obowiązywał w nich szczególny styl. „Nie wygrywało się debat, nudząc słuchaczy szczegółami, ale za pomocą dowcipów i wycieczek osobistych” – pisze Kuper.
Wygląda na to, że styl ten dominuje dzisiaj w przestrzeni publicznej. Kiedy znany dziennikarz BBC Andrew Neil w trakcie ostatniego wywiadu z Borisem Johnsonem przejęzyczył się i powiedział „artykuł 5B” zamiast „paragraf 5B” układu handlowego (GATT), polityk, z miną osoby, która wiedzę na temat regulacji Światowej Organizacji Handlu wyssała z mlekiem matki, zaczął pouczać prowadzącego i radzić mu, by lepiej przygotowywał się do swoich programów. Ale kiedy chwilę potem Neil zapytał gościa, jak poradzi sobie z paragrafem 5C tego samego przepisu, ten oblał się rumieńcem jak 12-latek i przyznał rozbrajająco, że nie wie, co w nim jest. Swoją niewiedzę – alarmującą u człowieka, który uważa, że jest na tyle kompetentny, aby za trzy miesiące (ostateczny termin brexitu to 31 października) wywrócić swoją ojczyznę do góry nogami – próbował przykryć rytualną demagogią. To „sianie niepotrzebnego defetyzmu” – skwitował.
>>> CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP
Reklama