W odpowiedzi na wydarzenia z białostockiego Marszu Równości z 20 lipca Lewica Razem, Sojusz Lewicy Demokratycznej i Wiosna zorganizowały wczoraj w stolicy Podlasia wiec pod hasłem „Polska przeciw przemocy”.
– Wolność oznacza, że możemy gromadzić się w miejscach publicznych, że możemy iść ulicą, trzymając za rękę tego, kogo kochamy, i że nikt z nas nie ma duszy zatrutej lękiem – mówił wczoraj lider Lewicy Razem Adrian Zandberg. – Doprowadziliście do tego, że ludzie patrzą na siebie złym wzrokiem, mówią o sobie źle – oskarżał polityków obozu rządzącego szef SLD Włodzimierz Czarzasty.
Rzecznik podlaskiej policji nadkomisarz Tomasz Krupa przekonuje, że w ostatnich latach nie dochodziło tu do tak agresywnych wydarzeń, jak te z ubiegłej soboty. – Dlatego poza zespołem 21 osób, które codziennie pracują nad materiałem filmowym z Marszu Równości, zaangażowanych jest więcej funkcjonariuszy – mówi DGP Krupa. Ilu? – Około setki. Jak ustalimy człowieka, trzeba do niego pojechać, niekiedy zatrzymać, doprowadzić do prokuratora – pada odpowiedź. Do zamknięcia tego wydania DGP ustalono nazwiska 112 osób, których zachowanie wzbudziło zainteresowanie policji. Do 84 z nich policjanci już dotarli. Większość odpowie za wykroczenia, ale przynajmniej siedem osób ma zarzuty popełnienia przestępstwa znieważenia, atakowania policjantów lub kradzieży. Jeszcze w ubiegły poniedziałek Sąd Rejonowy w Białymstoku podjął decyzję o aresztowaniu na dwa miesiące mieszkańca powiatu monieckiego. Mężczyzna jest podejrzewany o dwa pobicia: 14-latka oraz innej osoby w centrum miasta.
„To miasto, w którym od stuleci żyli wspólnie i zgodnie ludzie różnych kultur. Dlatego nie godzimy się, żeby ktokolwiek identyfikował nas, białostoczan, z bandyckimi wybrykami marginalnej grupy” – napisały w specjalnym oświadczeniu władze Białegostoku. Ale rzeczywistość nie jest aż tak bezproblemowa. 2009 r. – seria ataków na zagranicznych studentów. 2011 r. – podpalenie centrum muzułmańskiego oraz drzwi do mieszkania polsko-pakistańskiego małżeństwa. 2013 r. – ogień podłożony pod drzwiami rodziny czeczeńskiej i polsko-indyjskiej. Większość tych spraw zakończyła się umorzeniem już na etapie policyjnego dochodzenia. Bo nie wykryto sprawców.
Reklama
– To, co mnie uderzyło, gdy tu przyjechałem, to swastyki na murach. Nie o to chodzi, że ktoś je wymalował,, ale o to, że nikt nie próbował ich zmyć. Niedaleko wejścia na Politechnikę Białostocką znajdował się krzyż celtycki i napis „white power”. Codziennie mijały go setki osób – mówi Konrad Dulkowski z Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. – Gdy próbowaliśmy coś z tym robić, straż miejska kierowała nas do policji, policja do prokuratury, prokuratura zwykle umarzała postępowania – dodaje.
W najgłośniejszej decyzji Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ z połowy 2013 r. napisano, że nazwa „swastyka” pochodzi z sanskrytu i oznacza „przynoszący szczęście”, dlatego trudno dopatrzeć się w niej propagowania faszystowskiego ustroju państwa. OMZRiK przypomina też inne umorzenie, sprzed roku. Autor portalu NiezalezneMediaPodlasia.pl opublikował cykl artykułów „Jak rozpoznać Żyda”. Prokuratura Rejonowa Białystok-Południe, umarzając dochodzenie, napisała, że „przesłuchiwany nie działał w zamiarze nawoływania do nienawiści” i „nawet nie zapoznał się dokładnie z treścią cyklu”.
Zdaniem Anny Mierzyńskiej z inicjatywy Normalny Białystok w ostatnich wydarzeniach kluczowe było to, że władze wojewódzkie i Kościół dołączyły do grona przeciwników LGBT. Były odezwy do mieszkańców czytane podczas mszy. Metropolita białostocki abp Tadeusz Wojda pisał, powtarzając za kard. Stefanem Wyszyńskim: „Non possumus”. – Ten przekaz trafił do zwykłych białostocczan. Strach przed tym, że „zdeprawują nasze dzieci”, zadziałał mobilizująco. Niezaangażowani dotąd ludzie wyszli na ulice, zobaczyć „zło, które przyszło z Zachodu” – opisuje.
Przypomina, że atmosferę od kilku tygodni podgrzewała również Fundacja Pro – Prawo do Życia. Co weekend rozstawiała transparenty na białostockim Rynku Kościuszki pod hasłem „Czego lobby LGBT chce uczyć dzieci?”. A niedawno złożyła w Sejmie ponad 260 tys. podpisów pod obywatelskim projektem ustawy zakładającym „ochronę dzieci przed przemocą seksualną ze strony aktywistów LGBT”.
– Musiało dojść do zadymy. Marsz Równości, inspirowany przez przyjezdnych, był prowokacją. Nie mniejszą niż tęczowa Matka Boska – mówi 60-letni Eugeniusz.
Urodził się na Podlasiu, stąd też pochodzi jego rodzina. – Białostocczyzna to granica kultur i religii. Za Jagiellonów rugowano tu prawosławie. Za cara – katolików. W II RP do 1939 r. spalono 138 cerkwi. Potem w PRL duszono Kościół. Ludzie nauczyli się jednego: silniejszy narzuca swój porządek. Teraz górą są katolicy. Dlatego politycy, kiedy chcą się wykazać, przyjeżdżają tu i wspierają nieoficjalnie ruchy narodowe – tłumaczy.
Tylko czy o wszystko można oskarżyć zewnętrzną inspirację? Przed tygodniem w grupie skandującej: „Wypierdalać”, był Tomasz P., ps. Dragon, który ma za sobą kilka wyroków, w tym za podżeganie do napadu. To wieloletni działacz stowarzyszenia kibiców Jagiellonii Dzieci Białegostoku. Był tam również nauczyciel ze szkoły podstawowej i poradni psychologiczno-pedagogicznej dla dzieci z zaburzeniami emocjonalnymi. Gdy sprawa wyszła na jaw, obie placówki go zwolniły.

>>> Czytaj też: Wróbel: Bóg, honor i wspólna Ojczyzna. Wojna elit trafiła pod strzechy [OPINIA]