Niewykonanie prawomocnego wyroku sądu z uwagi na zastrzeżenia formułowane przez polityka partii rządzącej, który chwilowo wciela się w rolę urzędnika, mogłoby bawić. Wysuwane są bowiem tak kuriozalne argumenty, że nie trzeba mieć pojęcia o prawie, by złapać się za głowę lub śmiać do rozpuku. Ale tak naprawdę mamy do czynienia z sytuacją tragiczną. W Europie znów o Polsce będzie się mówiło jako o kraju bezprawia. Niestety z uzasadnionego powodu.
Na łamach DGP i w gościnnych komentarzach dla innych mediów często powtarzam: znajmy umiar, ważmy słowa. Bo jak siedemnasty raz zakrzyknie się o końcu demokracji, to – nawet jeśli rzeczywiście miałby on nastąpić – wielu osobom ten krzyk może spowszednieć.
Gdy jednak władza pod płaszczykiem „RODO- -analizy” odmawia wykonania prawomocnego wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego, zobowiązującego Kancelarię Sejmu do opublikowania list poparcia kandydatów do Krajowej Rady Sądownictwa, trzeba mówić wprost: to totalne bezprawie i standard białoruski.
Profesor Ewa Łętowska wyraziła wczoraj opinię, że sytuacja przypomina tę z 2016 r., gdy prezes Rady Ministrów nie opublikował wyroków Trybunału Konstytucyjnego. Przy całym szacunku do Pani Profesor, moim zdaniem obecna sytuacja jest znacznie gorsza.
Treść całego artykułu można znaleźć w piątkowym wydaniu DGP albo tutaj.
Reklama