Dwie dekady później otwarto Pałac Bieżącej Wody, symbol wyczerpanych ambicji. Wystrój budynku, wraz z importowanymi kafelkami z europejskiej terakoty, witrażami i wodociągami, przywodził na myśl wydarzenia, które zniszczyły argentyńską gospodarkę i o mały włos doprowadziłyby do upadku globalnego systemu finansowego.

Wydarzenia te przeszły do historii jako panika roku 1890 i do dziś jest badana przez historyków ekonomii jako największy kryzys finansowy XIX stulecia. Ale w przypadku Argentyny, skutki tego wydarzenia to coś więcej niż tylko historia. Wiele z aspektów paniki roku 1890 – narastający dług, krach walutowy, konieczność korzystania z subwencji, a nawet susza – to wszystko odbija się wyraźnie w obrazie obecnej recesji w Argentynie.

Ekonomiczne niepowodzenia tworzą utarty już od lat szlak: państwo wydaje więcej niż zarabia, opiera gospodarkę na sprzedaży zbóż i zmusza rząd do zaciągania długów w celu pokrycia kosztów importu, a kiedy inwestorzy zaczną tracić, ponownie wpada się w błędne koło. Nie dziwi zatem fakt, że w ciągu 84 lat istnienia banku centralnego, instytucja ta miała 61 szefów.

Od 1950 roku aż do dziś Argentyna znajdowała się przez ponad ⅓ tego czasu w stanie recesji, jak wynika z raportu Banku Światowego wydanego w maju tego roku. W ujęciu globalnym jest to drugie miejsce po Demokratycznej Republice Konga, w której miały miejsce dwie wielkie wojny, trzy przewroty wojskowe i liczne konflikty regionalne w tym samym czasie. Dla porównania, większa sąsiadka Argentyny, Brazylia, doświadczała recesji przez 12 proc. tego czasu.

Reklama

Odwieczna niestabilność Argentyny znów wysuwa się na pierwszy plan, gdy prezydent Mauricio Macri, w pogoni za wizją własnej reelekcji, dokuje dewaluacji waluty i optuje za gigantyczną pożyczką z Międzynarodowego Funduszu Walutowego w kwocie 56 mld dolarów. W związku z tym, że już 11 sierpnia Argentyńczycy zdecydują, kto oficjalnie weźmie udział w głosowaniu w wyborach podstawowych (PASO) w październiku, głosowanie staje się dramatycznym konkursem o przyszłość gospodarczą kraju.

Sondaże wskazują, że jest za wcześnie, by ogłosić zwycięstwo takiej opcji, ale inwestorzy wyraźnie opowiadają się za wprowadzeniem reform, które są koniecznie, by wyprowadzić gospodarkę Argentyny z recesji. Obawiają się również, że główny przeciwnik Macriego, Alberto Fernández, nie byłby prezydentem o umiarkowanych poglądach – te obawy zwiększa fakt, że Fernández sprzyja populistyczna eksprezydentka, Cristina Fernández de Kirchner.

Na Fernandeza będzie głosował Julian Diaz, 37-letni właściciel trzech restauracji w Buenos Aires: dla niego to nie tyle wybór polityczny, co ekonomiczny i społeczny.
Restaurator argumentuje: zamówień jest mniej, inflacja oznacza, że jego ceny wzrosły „wykładniczo” – kawa z mlekiem kosztuje dziś 80 pesos (1,8 dolara), podczas gdy rok temu było to 55 pesos. Diaz zmniejszył zatrudnienie, wstrzymał plany rozwoju i czeka na wyniki wyborów: „Nie można myśleć o rozwoju kraju, gdy jedyne, co się rozwija to poziom ubóstwa. Pogłębia się przepaść ekonomiczna, ludzie wydają coraz mniej pieniędzy”. Fakt, że kryzys w Argentynie ma charakter cykliczny, sprawia, że jest on, jak komentuje przedsiębiorca „nie do zniesienia. Zawsze nadchodzi kolejny krach”.

>>> Błąd miejscowego operatora sieci przesyłowej – taka, według rządu Argentyny była przyczyna blackoutu, który 16 czerwca ogarnął cały kraj oraz Urugwaj i część Paragwaju. O tym jak się zakończył czytaj więcej TUTAJ.

Rzut oka na obecną sytuację Argentyny i powtarzalność tych procesów sprawiają, że obywatelom zapala się ostrzegawcza lampka, widzi je także Międzynarodowy Fundusz Walutowy: to spadek gospodarczy rzędu 1,3 proc. w 2019 roku przy poziomie inflacji rzędu 40 proc. pod koniec ubiegłego roku. Prognozy również zapowiadają „znaczące ryzyko spadku gospodarczego”, do tego dochodzi polityczna niepewność.

W konsekwencji wielu Argentyńczyków nie wierzy już w politykę oraz w peso. Dowód? Miguel Kiguel, szef firmy konsultingowej EconViews i autor książek na temat kryzysów gospodarczych w Argentynie podaje, że mieszkańcy tego kraju mają ok. 350 mld dolarów zgromadzone na zagranicznych rachunkach bankowych – znacznie więcej, niż w kraju.

„Ten stan wynika z faktu, że co kilka lat dochodzi od poważnej dewaluacji pieniądza albo wysokiej inflacji, więc jedynym sensownym sposobem na zabezpieczenie się pod względem finansowym, jest inwestowanie w dolary” – mówi Kiguel, który zresztą w latach 90. był szefem doradców w Ministerstwie Gospodarki.

Zmiany rządów bywają gwałtowne i dramatyczne. Takie zmiany towarzyszyły Argentynie niemal całe czasy powojenne: prezydentura Perona, kolejne pucze i próby podnoszenia kraju z zapaści gospodarczej. W 1976 roku rządy objęła krwawa prawicowa dyktatura wojskowa, która rządziła krajem aż do 1983, w międzyczasie posyłając swoich obywateli na wojnę z Wielką Brytanią (wojna o Falklandy-Malwiny). Po niej przywrócono demokrację, w latach 90. wrócili do władzy liberalni wolnorynkowcy, zwolennicy Perona, dążący do ustabilizowania gospodarki. Już w 2001 roku depozyty bankowe zostały zamrożone, kraj ogłosił niewypłacalność. Także prezydentura Cristiny Fernández de Kirchner nie była wolna od problemów ekonomicznych – w 2008 roku prezydentka podpisała ustawę o nacjonalizacji środków prywatnych funduszy emerytalnych o łącznej wartości 30 mld dolarów. Prezydenturę Macriego Kirchner określa jako „zamach stanu”, Bloomberg zaś podkreśla jego otwartość na wolny rynek.

Centralne miejsce programu prezydentury Macriego to powrót Argentyny na gospodarczą arenę międzynarodową. Ostatnio jednak prezydent postanowił walczyć z populizmem za pomocą populizmu: zamraża ceny artykułów spożywczych, rachunki za telefony komórkowe, prąd, gaz i transport publiczny. De Kirchner, jako zwolenniczka peronistów, uważa, że Macri zarządza budżetem kraju niewłaściwie, bo jego polityka socjalna jest zbyt hojna.

Pierwsza runda wyborów prezydenckich odbędzie się 27 października, w razie potrzeby planowane jest druga, pod koniec listopada.

>>> Czytaj też: Infrastruktura jako klasa aktywów