Lepiej w czasie kryzysu poradzi sobie ten, kto zmniejszał szybko zadłużenie w czasie wzrostów. Gorzej ten, który zwiększał umocowane w prawie, niezmienne wydatki sztywne, np. nomi nalnie liczone świadczenia. Lepiej w kryzysie poradzi sobie ten, który w dobrym czasie zwiększał efektywność gospodarki – inwestował np. w infrastrukturę, a nie w suwerena. Lepiej poradzi sobie ten, kto ma sprawny i pozbawiony problemów sektor finansowy, od tego, kto zwiększał ryzyka systemowe.
Takie przykłady można mnożyć i rozszerzać na obszar polityki i bezpieczeństwa. Lepiej poradzi sobie ten, kto ma wielu sojuszników, od tego, kto ma jednego. Lepiej na wojnie poradzi sobie ten, który ma nowszy sprzęt w większej ilości, od tego, który miał ładniejsze parady.

To, że blisko nas są zagrożenia i polityczne, i gospodarcze, nie jest zaskoczeniem. Sąsiadów od 1000 lat nie zmieniliśmy i nie zmienimy. Wszyscy, łącznie z rządzącymi – zdają sobie sprawę, że wyjątkowa koniunktura gospodarcza nie będzie trwała wiecznie. O tym, że się kończy, świadczą nie tylko giełdowe indeksy, ale też twarde decyzje banków centralnych.

Nie musi to automatycznie oznaczać dla nas katastrofy. Obniżone stopy procentowe mogą pchać więcej pieniędzy na rynki wschodzące. Szukanie konkurencyjności i efektywności przez wielki biznes może przynieść korzyści krajom takim jak Polska – w których robienie biznesu, lokowanie części usług wspólnych i produkcji poprawia efektywność firmy.

To, jak bardzo wykorzystamy szansę i jak bardzo unikniemy kłopotów, będzie wynikało z tego, jak dobrze byliśmy przygotowani. Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju nie była, jak chcą niektórzy, jedynie świadectwem politycznych ambicji, ale też wyrazem wielu lat refleksji polskich ekonomistów szukających nowych mechanizmów rozwoju. Plan nie był zły. Pytanie tylko, czy został wykonany.

Reklama

>>> Czytaj też: Wojna walutowa, brexit, Zatoka Perska. Czy polska gospodarka ma się czego obawiać?