Protesty w Hongkongu trwają bez przerwy już od dziewięciu tygodni. Protestujący toczą z policją regularne bitwy uliczne, strzelają petardy, leje się woda z armatek wodnych, policja używa pałek i gazu łzawiącego. Jednak środki przymusu nie są w stanie zatrzymać opozycji. W poniedziałek demonstranci wezwali do podjęcia strajku generalnego, zablokowali drogi i tunele. Ponad 200 lotów zostało odwołanych. Demonstranci konsekwentnie domagają się odrzucenia umowy ekstradycyjnej z Chinami. To właśnie perspektywa zawarcia takiego porozumienia spowodowała, że ludzie wyszli na ulice. Kolejne postulaty, jak ustąpienie pro-pekinowskiej przywódczyni enklawy, Carrie Lam oraz podjęcie niezależnego śledztwa w sprawie brutalnych działań policji w trakcie demonstracji, pojawiły się już w trakcie protestów

Pekin traci cierpliwość

Cała ta sytuacja coraz bardziej rozdrażnia Chiny. Hongkong po 155 latach funkcjonowania jako część imperium brytyjskiego wraca we władztwo Pekinu. W myśl brytyjsko – chińskiego porozumienia stał się specjalnym regionem administracyjnym ChRL. Cieszy się quasi-konstytucją (tzw. Basic Rights - Podstawowe Prawa). Jednak wpływ kontynentalnych Chin jest na Wyspie bardzo silny.

We wtorek, 6 sierpnia na konferencji w Pekinie, rzecznik Biura Rady Państwa ds. Hongkongu i Makau (HKMAO jest organem doradzającemu premierowi we wszystkich sprawach dotyczących enklawy) Yang Guang powiedział, że radykalne demonstracje popchnęły Hongkong na skraj przepaści. Przestrzegł, by demonstrujący nie interpretowali wstrzemięźliwości (władz) jako słabości, bowiem Pekin nadal w pełni popiera liderkę Hongkongu Carrie Lam oraz działania (oskarżanej o brutalność) miejscowej policji.

Reklama

„Chcielibyśmy wyjaśnić to bardzo małej grupie pozbawionych skrupułów i brutalnych przestępców oraz brudnych sił stojących za nimi: Ci, którzy bawią się ogniem, zginą w nim" - powiedział.

To już druga konferencja przedstawiciela HKMAO w przeciągu dwóch tygodni i najbardziej ostre upomnienie, które wystosował Pekin. Yang Guang oskarżył państwa zachodu oraz „siły antychińskie” o sterowanie protestami. Jako przykłady wymienił Jeremiego Hunta, który – jeszcze jako minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii - wzywał do wnikliwego przyjrzenia się działalności policji podczas protestów, a także rzeczniczkę amerykańskiej Izby Reprezentantów Nancy Pelosi, która nazwała demonstracje „pięknym widokiem do ujrzenia”.

Rzecznik chińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Hua Chunying wypowiedziała się w podobnym, zdecydowanym tonie, twierdząc, że protesty to „robota Stanów Zjednoczonych”.

Atak nieznanych sprawców

Pod koniec lipca demonstranci zostali zaatakowani przez nieznanych i do tej pory niezidentyfikowanych sprawców. Ludzie wracający z demonstracji zostali napadnięci i pobici na stacji kolejowej w Hongkongu przez zamaskowanych napastników. Ci - uzbrojeni w pałki - wpadli na perony i zaczęli bić ludzi bez opamiętania. Zarówno uczestników niedawnej demonstracji, jak i zwykłych przechodniów, którzy po prostu znaleźli się w feralnej chwili w nieodpowiednim miejscu. Ponad 45 osób znalazło się w szpitalu. Istnieją uzasadnione podejrzenia, że atakujący byli członkami triad (chińskich organizacji przestępczych). Do podobnych ataków doszło podczas protestów w roku 2014. Jeśli to istotnie gangsterzy zaatakowali przeciwników władzy, rodzi się pytanie, kto ich do tego wynajął. Czy była to inicjatywa lokalnych przedsiębiorców, chcących się przypodobać rządowi? Czy też mocodawców należy szukać wyżej w strukturach władzy? Wszak wykorzystanie uliczników do tłumienia demonstracji ma w polityce długie tradycje. Wystarczy przypomnieć aktyw robotniczy bijący studentów w roku 1968 na ulicach Warszawy, tituszków – łobuzów opłaconych przez ukraińskie władze w celu rozbicia Majdanu w latach 2013-14, czy zwolenników egipskiego prezydenta Mubaraka, którzy konno i na wielbłądach zaatakowali protestujących w Kairze na placu Midan Tahrir w roku 2011. A może inicjatorów tej akcji należy poszukać właśnie w kontynentalnych Chinach, którym prodemokratyczne protesty są wyjątkowo nie w smak?

Jak zachowa się armia?

Chińska Armia Narodowo-Wyzwoleńcza utrzymuje na wyspie niewielki, sześciotysięczny garnizon. Do tej pory wojsko nie mieszało się do problemów enklawy. Jednak ostatnio w chińskim medium społecznościowym Weibo, pojawił się filmik przedstawiający chińskich żołnierzy stacjonujących w Hongkongu, ćwiczących rozbijanie demonstracji. Oficjalnie chiński garnizon stacjonujący w enklawie ma zakaz ingerowania w sprawy lokalne, jednak prawo zezwala władzom Hongkongu na poproszenie armii o pomoc w wypadku przywracania porządku publicznego lub wystąpienia katastrof naturalnych. Pierwsza przesłanka wystąpiła. Czy Carrie Lam skorzysta z tej sposobności?

https://www.bbc.com/news/world-asia-china-49246304
https://www.vox.com/2019/8/1/20750037/hong-kong-protests-china-military-invasion
https://www.aljazeera.com/news/2019/08/china-warns-hong-kong-protesters-play-fire-190806204405679.html

Autor: Tomasz Dzbeński

>>> Czytaj też: Chiny przestrzegają protestujących w Hongkongu: Nasze wojsko jest silne i będzie bronić każdej części ChRL