Do polityki wchodzi pokolenie samorządu, a odchodzi z niej pokolenie Solidarności. Dla nowych generacji pierwszym doświadczeniem politycznym przestają być sierpniowe strajki, a zaczyna być start w gminnych wyborach - mówi w wywiadzie dr Jarosław Flis, socjolog polityki z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Przed jesiennymi wyborami liderzy opozycji porzucili formułę anty-PiS i zdecydowali się na budowę nowych koalicji. Wygląda na to, że przestali już nawet udawać, że pamięć wyborców ma dla nich jakiekolwiek znaczenie.
Pamięć polityczna ma znaczenie i politycy nie powinni o tym zapomnieć. Widać wyraźnie, że doświadczeni wyborcy są przywiązani do swoich decyzji. Jeśli się np. porówna wyniki drugiej tury wyborów prezydenckich w powiatach z 2005 r., to w 97 przypadkach na 100 możemy na tej podstawie całkiem dokładnie przewidzieć wyniki z 2015 r. Mimo że wybory te dzieliło 10 lat i startowali w nich zupełnie inni politycy.
Czy to partia rządząca ma bezwarunkowo oddanych wyborców?
Reklama
PiS drażni wiele grup społecznych, ale zupełnie co innego powoduje złość u wojowniczego postępowca, a co innego u gospodarczego liberała. Jeszcze co innego u umiarkowanego konserwatysty. Ale właśnie negatywne emocje spajały anty-PiS. Było to widać, gdy kandydaci partii rządzącej walczyli jesienią zeszłego roku o władzę w samorządach. Każde z ugrupowań opozycyjnych chciałoby bardziej przyłożyć PiS, a tym samym zebrać wyborczą premię. Każde ma jednak na kampanię własny pomysł, który nie wywołuje entuzjazmu u pozostałych. Po drugiej stronie nie ma tego problemu: jak ktoś jest przeciwny gospodarczym liberałom i postępowcom, to wie, na kogo głosować. I to jest atut PiS. Partia ta ma też jednak swoje problemy. Przeciętny kandydat na burmistrza PiS zdobywał poparcie połowy osób, które w równoległych wyborach do sejmiku głosowały na kandydatów tego ugrupowania w tej samej gminie. Natomiast gdy do drugiej tury wchodzili kandydaci obozu rządzącego i opozycji, to w stosunku do 2014 r. nastąpiło tam wyraźne przesunięcie na niekorzyść PiS.
Jak wobec tego należy rozumieć z perspektywy czasu wynik majowych wyborów do Parlamentu Europejskiego?
To, że PSL poszedł do eurowyborów wspólnie z pozostałymi partiami opozycyjnymi, oznaczało dla niego bezpieczne mandaty, ale również dużą niepewność co do zachowań wyborców. Wielkomiejska perspektywa zakładająca, że dzielą się oni na zwolenników konkretnych ugrupowań, akurat w przypadku ludowców zupełnie zawodzi. Trzeba pamiętać, że nie wszystkie partie mają swoich wyborców. Niektórzy wyborcy mają swoich kandydatów, a to jest całkiem inna sprawa. Ludzie nie głosują na PSL, tylko oddają głos na kandydatów, którzy są zakorzenieni w lokalnych sieciach.
>>> CAŁY WYWIAD W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP