Lam nie odpowiedziała wprost na pytanie o możliwość użycia przepisów o stanie kryzysowym, wprowadzonych w 1922 roku. Odparła jedynie, że obowiązkiem rządu jest rozważenie wszelkich opcji przewidzianych „istniejącymi prawami”.

Przepisy przyznają szefowi administracji Hongkongu - jeśli uzna on, że zaistniała „sytuacja kryzysowa lub zagrożenia publicznego” - rozległe uprawnienia, w tym do zatwierdzania aresztowań, przeszukań, kar i deportacji, konfiskaty mienia, cenzury prasy, zmiany obowiązujących praw i uchwalania nowych, a także przejęcia całkowitej kontroli nad portami, transportem, przemysłem i handlem w mieście.

Hongkoński dziennik „Sing Tao” podał we wtorek, powołując się na źródła rządowe, że administracja Lam rozważa skorzystanie z tych przepisów w związku z prodemokratycznymi protestami, które trwają w mieście niemal bez przerwy od 12 tygodni i regularnie przeradzają się w starcia z policją.

Obóz demokratyczny przestrzegł, że ogłoszenie stanu kryzysowego zniszczyłoby gospodarkę i międzynarodowy status Hongkongu. Według przedstawicielki demokratów, posłanki Claudii Mo, użycie tego przepisu zmieniłoby administrację Lam z „rządu autorytarnego w dyktaturę”.

Reklama

„Ten przepis dałby jej rozległe, nieograniczone uprawnienia. Mogłaby zrobić, co tylko będzie chciała. Co stanie się wtedy z Hongkongiem? Ona w praktyce zamieni go w trumnę i będzie wbijać gwoździe!” - oceniła Mo, cytowana przez publiczną stację RTHK.

Tymczasem poparcie społeczne dla Lam spadło w sierpniu do najniższego poziomu w historii, bijąc ustanowiony na początku tego miesiąca negatywny rekord – wynika z ankiety przeprowadzonej w dniach 15-20 sierpnia na próbie 1000 osób przez hongkoński Instytut Badania Opinii Publicznej.

Sprzeciw wobec Lam jako szefowej administracji wyraziło 76 proc. respondentów – o 4 punkty procentowe więcej, niż w poprzedniej ankiecie z początku sierpnia. Odsetek osób popierających Lam zmniejszył się natomiast z 20 do 17 proc.

Demonstracje w Hongkongu zaczęły się od sprzeciwu wobec zgłoszonego przez władze projektu nowelizacji prawa ekstradycyjnego, który przewiduje m.in. możliwość odsyłania podejrzanych do Chin kontynentalnych. Z czasem do postulatów protestujących dołączyło m.in. żądanie powszechnych wyborów szefa administracji regionu i członków lokalnego parlamentu.

Lam została na swoje stanowisko wybrana przez specjalny komitet elektorów, uważany za lojalny wobec Pekinu. Według demokratów Lam wykonuje polecenia rządu centralnego i nie liczy się ze zdaniem Hongkończyków, co doprowadziło do obecnego kryzysu.

Władze Hongkongu potępiają protesty, a rząd centralny ChRL porównywał je do terroryzmu i oskarżał "obce siły" o podburzanie mieszkańców regionu.

>>> Czytaj też:Ateny zapowiedziały zniesienie kontroli kapitału. Koniec kryzysu?