Arkadiusz Czartoryski, autor ustawy dezubekizacyjnej, broni jej, mówiąc, że jest dowodem sprawiedliwości dziejowej, na którą III RP nie potrafiła się zdobyć
ikona lupy />
Arkadiusz Czartoryski, poseł PiS, współautor ustawy dezubekizacyjnej / DGP
Sąd Okręgowy w Częstochowie uznał, że ustawa dezubekizacyjna jest niezgodna z prawem europejskim i przywrócił byłemu funkcjonariuszowi rentę na poziomie sprzed jej wejścia w życie.
To dowód, że wpływy ludzi z rodowodem sięgającym PRL są wszechpotężne. Ci, którzy byli dominującą klasą przed laty, w III RP nie zostali rozliczeni. Po 1990 r. stali się biznesmenami, bankowcami, przejęli część mediów, obrośli w nowe przywileje. To pokłosie dogadania się części opozycji z elitą postkomunistyczną. Wyrok sądu oceniam więc z tej perspektywy: oto stary front zwiera szyki w obronnym geście.
Reklama
Sędzia w orzeczeniu wskazuje, że ustawa jest sprzeczna z niezbywalnymi prawami europejskimi. Zabiera prawo obywatela do sądu, wprowadza odpowiedzialność zbiorową, działa wstecz…
Nie wiem, co miał na myśli, mówiąc o prawach niezbywalnych. Ja w przypadku tych ludzi widzę niesłusznie nabyte przywileje. Nie ma powodu, by ktoś, kto był kolejarzem czy sprzedawcą, miał się dziś gorzej tylko dlatego, że nie pracował w faworyzowanej instytucji.
Prawo jednak zadziałało wstecz.
Tak można by interpretować sytuację, gdyby chodziło o karę. Czyli odebranie rent, emerytur. Tymczasem my wyrównaliśmy niesprawiedliwość dziejową i naliczamy im świadczenia według tych samych kryteriów, co innym grupom społecznym.
Ustawa mówi: „Emerytura wynosi 0 proc. wymiaru za każdy rok służby na rzecz totalitarnego państwa”, czyli przed 1990 r. To nie są te same kryteria i m.in. dlatego ludzie idą do sądu.
Najistotniejsze w ustawie jest to, że sprowadza świadczenia do poziomu, na jakim żyje 90 proc. społeczeństwa. Choćby pielęgniarki i nauczyciele.
W częstochowskim przypadku chodziło o rentę pomniejszoną ustawą do niespełna 900 zł. Czyli mniej więcej tylu, ile wynosi najmniejsza renta w ZUS.
Jeśli ktoś czuje się pokrzywdzony, ma prawo się sądzić. To dowód, że demokracja ma się dobrze.
Jednak do tej pory sądy zawieszały postępowania w podobnych sprawach, czekając na Trybunał Konstytucyjny, który miał rozstrzygnąć o konstytucyjności niektórych zapisów ustawy.
I słusznie.
W Częstochowie sędzia uznał, że może wydać wyrok niezależnie od TK. Swoją drogą, od ponad półtora roku trybunał milczy w tej sprawie.
Niepojęte, że sędzia otwarcie lekceważy TK. To działania, które nie powinny mieć miejsca.
A co z zarzutem, że ustawa nie objęła ludzi, którzy nie przeszli weryfikacji w 1990 r. lub sami odeszli, także sędziów, prokuratorów?
Zgadzam się, że przez ćwierć wieku III RP nie poradziła sobie z postawieniem ich przed sądem. Wystarczy wspomnieć wydarzenie sprzed kilku lat, kiedy prokurator, morderca sądowy Danuty Siedzikówny „Inki”, był chowany z honorami. Tak się działo w państwie rządzonym przez PO. Mam również świadomość, że wielu byłych funkcjonariuszy służb PRL pobiera dziś emerytury z ZUS i śmieje się z ustawy.
Z kolei ci, którzy zostali w służbach i przeszli weryfikację, dostali obietnicę, że nowa Polska zawiera z nimi umowę. Obiecywał to m.in. Andrzej Milczanowski.
Gwarancja nietykalności dla ludzi z takim rodowodem? To było wielkie nadużycie ze strony byłego szefa UOP.