Od marca 2020 r. renty i emerytury wzrosną tylko o 3,24 proc. To efekt tego, że rząd przyjął najniższy z możliwych wskaźników waloryzacji świadczeń.
– Domagamy się od rządu zwiększenia wskaźnika waloryzacji. Tylko w ten sposób emeryci i renciści mogliby korzystać z owoców wzrostu gospodarczego – mówi dr Elżbieta Ostrowska, przewodnicząca Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów.
Zauważa, że w Polsce bez względu na sytuację gospodarczą nigdy nie ma pieniędzy na godną waloryzację świadczeń.
– To zaskakujące, bo rząd, przedstawiając projekt ustawy budżetowej na przyszły rok, pochwalił się, że po raz pierwszy od 30 lat nie będzie deficytu budżetowego – podkreśla Bogdan Grzybowski, dyrektor wydziału polityki społecznej OPZZ, członek Rady Nadzorczej ZUS. Dodaje, że właśnie dlatego rząd powinien jak najszybciej zwiększyć wskaźnik waloryzacji o co najmniej 50 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w poprzednim roku kalendarzowym.

Konieczna połowa, a nie jedna piąta

Reklama
Zmian w sposobie waloryzacji rent i emerytur domaga się między innymi NSZZ „Solidarność”.
– Podtrzymujemy nasze wcześniejsze postulaty, żeby w czasie ustalania wskaźnika waloryzacji uwzględnić połowę, a nie zaledwie jedną piątą realnego wzrostu płac – wyjaśnia DGP Henryk Nakonieczny, członek prezydium związku odpowiedzialny za dialog i negocjacje w Komisji Trójstronnej.
Podkreśla, że tylko takie rozwiązanie może zagwarantować wzrost wsparcia.
– I nie zgodzę się z tym, że skoro seniorzy mają otrzymać 13. emeryturę również w kolejnych latach, to sprawa jest załatwiona. Po to mamy system podwyżek świadczeń, żeby z niego korzystać – dodaje.
OPZZ podkreśla, że zgodzi się nawet na dodatkową kwotową waloryzację dla osób pobierających najniższe świadczenia.
– Rządzący grają emerytami nad urną wyborczą – zauważa Bogusława Nowak-Turowiecka, niezależny ekspert ubezpieczeniowy. I tłumaczy: – Ludzie otrzymali 13. emeryturę, ale nie ma ona wpływu na wysokość świadczeń w kolejnych latach. Została wypłacona bez żadnych konsekwencji na przyszłość. Sytuacja byłaby inna, gdyby rząd zdecydował się na zwiększenie wskaźnika waloryzacji w części zależnej od wynagrodzenia. Nie tylko przyszłe świadczenia byłyby wyższe, ale także byłoby trudniej się wycofać z takiego sposobu liczenia.

Skomplikowany mechanizm

Zasady waloryzacji nie są proste. Określa je ustawa z 17 grud nia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1270 ze zm.). Na jej podstawie świadczenia emerytalne i rentowe wypłacane z systemu zarówno pracowniczego, jak i rolniczego oraz służbom mundurowym są zwiększane, poczynając od 1 marca każdego roku.
Waloryzacja polega na pomnożeniu kwoty świadczenia brutto przez wskaźnik waloryzacji. Zależy on od dwóch elementów. Pierwszy to inflacja, czyli średnioroczny wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych dla gospodarstw domowych emerytów i rencistów albo średnioroczny wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych ogółem, jeżeli jest on wyższy od tego pierwszego wskaźnika. Drugi element zależy od zarobków pracujących. Ustawa zakłada, że wskaźnik waloryzacji musi być zwiększony o co najmniej 20 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w poprzednim roku kalendarzowym.
– Oczywiście procent ten powinien być większy – mówi Bogdan Grzybowski.
I właśnie ta część zwiększenia jest przedmiotem corocznych negocjacji (w czerwcu) przeprowadzanych w ramach Rady Dialogu Społecznego (RDS).
Jeżeli RDS w terminie 14 dni od przedstawienia przez stronę rządową partnerom społecznym informacji o prognozowanych wielkościach makroekonomicznych (w tym o wielkości wskaźnika inflacji) stanowiących podstawę do opracowania projektu ustawy budżetowej na rok następny uzgodni wysokość zwiększenia, ogłasza się ją w Monitorze Polskim. Jeśli, tak jak w tym roku, RDS nie uzgodni stanowiska, Rada Ministrów sama określa wysokość tego zwiększenia w terminie 21 dni od zakończenia negocjacji.
– Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek udało się wynegocjować wyższą wartość niż ustawowo określone minimum wynoszące 20 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w poprzednim roku kalendarzowym – mówi prof. Jan Klimek ze Szkoły Głównej Handlowej, przewodniczący zespołu ds. ubezpieczeń społecznych Rady Dialogu Społecznego.
Tłumaczy, że dzieje się tak dlatego, że nigdy nie udało się wypracować konsensusu między związkowcami i pracodawcami. – I rząd to wykorzystywał, forsując swoje rozwiązanie – podkreśla ekspert.

Trudna do określenia wysokość inflacji

Ale to nie koniec wątpliwości wokół waloryzacji świadczeń. Drugim elementem jest inflacja. Rząd zakłada średnioroczny wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych na 2,5 proc. Natomiast faktyczna inflacja emerycka (czyli koszyk dóbr i usług, na które seniorzy wydają większość pieniędzy) będzie znana dopiero w lutym.
– Dopiero wówczas będzie wiadomo, o ile zwiększyły się wydatki gospodarstw emeryckich – podkreśla Andrzej Strębski, niezależny ekspert ubezpieczeniowy.
Dodaje, że wszyscy muszą mieć też świadomość, że rekompensata za inflację będzie wypłacana z prawie rocznym opóźnieniem.