"Ta sztuczka administracyjna nie była stosowana od 70 lat. W związku z tym pojawia się ogromne oburzenie, że wpływ parlamentu na ważne dla przyszłości Wielkiej Brytanii decyzje będzie ograniczony" - pisze prawicowy "Die Welt", zauważając jednocześnie, że jest to ostatni akt trwającego od ponad dwóch lat konfliktu dotyczącego brexitu.

"Żeby wypełnić interpretowaną przez siebie wolę narodu, Johnson zawiesza demokrację przedstawicielską. Jest to wyjątkowo ironiczny zwrot akcji: w końcu zwolennicy brexitu, domagając się wyjścia z UE, zawsze wskazywali jej (tj. Unii - PAP) niedemokratyczność" - konstatuje berliński dziennik.

Lewicowo-liberalna "Sueddeutsche Zeitung" określa działanie Johnsona jako "genialne i perfidne" rozgrywanie wyborców przeciwko politykom. "Podprogowe przesłanie brzmi: +my jesteśmy z ludem, a deputowani to wrogowie+. Znamy to już z innych krajów. Jest to czysty populizm. Odpowiadający przed wyborcami rząd z rozmysłem pozbawia znaczenia wybranych przedstawicieli wyborców. Johnson może wygrać tę walkę o władzę, ale cena będzie bardzo wysoka" - przekonuje wydawana w Monachium gazeta.

Skrajnie lewicowa "Tageszeitung" z kolei krytykuje zachowanie brytyjskiej królowej. "To, że jak zwykle podporządkowała się woli szefa rządu, kolejny raz pokazuje, jaka jest jej rola. Zwolennicy monarchii lubią powtarzać, że jest ona zabezpieczeniem przed ewentualną dyktaturą. Jest jednak dokładnie odwrotnie: królowa zawsze robi to, co mówi jej premier. W swoich przemówieniach używa zwrotu +mój rząd+, ale to właśnie rząd dyktuje te przemówienia. Nie ma mechanizmu, dzięki któremu królowa mogłaby zatrzymać dyktatora z wyjątkiem teoretycznej możliwości przejęcia władzy i zostania dyktatorem osobiście" - ironizuje "TAZ".

Reklama

Opiniotwórczy, konserwatywny dziennik z Duesseldorfu "Rheinische Post" reprezentuje nieliczne głosy starające się studzić emocje przy opisywaniu sytuacji na Wyspach Brytyjskich.

"Soczysta retoryka jest częścią brytyjskiego dyskursu politycznego. Obserwatorzy są do tego przyzwyczajeni. Ktoś, kto nazywa manewry Johnsona +wypowiedzeniem wojny+ lub +zamachem stanu+ czy wręcz mówi o +wojnie domowej+ i +śmierci demokracji+, posuwa się za daleko. Można nienawidzić premiera i uważać jego politykę za błędną, ale to Johnson sprawia wrażenie kogoś, kto ma plan i się go trzyma. Z drugiej strony, dzikie hasła opozycji z trudem przesłaniają jej rozbicie" - konkluduje "RP".

Mimo protestów opozycyjnych ugrupowań oskarżających rząd o próbę ograniczenia roli Izby Gmin Elżbieta II wyraziła w środę zgodę na rządowy wniosek o zawieszenie obrad parlamentu w okresie od najwcześniej 9 września do 14 października.

Zgodnie z postanowieniem parlament będzie mógł najwcześniej przerwać obrady 9 września, a najpóźniej 12 września, i wznowi je dopiero po zaprezentowaniu planów legislacyjnych rządu w mowie tronowej Elżbiety II 14 października - nieco ponad dwa tygodnie przed planowanym wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.

Z Berlina Artur Ciechanowicz (PAP)