Przez długi czas panowało przekonanie, że choć anglosaski kapitalizm bywa zimny i okrutny, to przynajmniej daje wyniki. Nie to, co kapitalizm ciepłych kluch z Europy Zachodniej czy innej Skandynawii. Tymczasem badanie ekonomistów Fredrika Heymana, Pehra-Johana Norbäcka i Larsa Perssona wywraca to przekonanie do góry nogami.
„Czy szwedzki biznes jest bardziej przedsiębiorczy od amerykańskiego?” – pytają w tytule najnowszej pracy. Ich odpowiedź jest pozytywna.
Punktem wyjścia są dla nich dane dotyczące amerykańskiej gospodarki. Nie jest tajemnicą, że w ostatnich 20 latach cierpi ona przez stopniowy zanik przedsiębiorczości w społeczeństwie. Niech nikogo nie zwiedzie niesamowity rozwój supergwiazd z Doliny Krzemowej. Poza nią jest słabiutko: w większości dziedzin Ameryka zaczęła odstawać od peletonu.
Popatrzmy na statystyki dotyczące nowych firm, a więc liczących pięć lub mniej lat. W latach 1992–2012 ich udział w rynku stopniał z 45 proc. do 35 proc. Nie dość, że biznesów ubywa, to coraz mniejszy z nich pożytek: jeszcze w 1992 r. przypadało na nie 37 proc. nowych miejsc pracy w całej gospodarce. Dziś to już tylko 29 proc. Tego absolutnie nie można powiedzieć o gospodarce Szwecji. Jeśli popatrzeć na udział młodych biznesów, to zobaczymy, że w okresie 1992–2012 utrzymywał się on na poziomie ok. 55 proc. Na dodatek w przeciwieństwie np. do Polski, nie były to jednoosobowe firmy założone, by omijać zatrudnienie na etat. Na młode szwedzkie firmy przypada w omawianym okresie ok. 65 proc. nowych miejsc pracy powstających w gospodarce. Na stałe pracuje w nich zaś ok. 30 proc. siły roboczej; w USA to zaledwie 10 proc.
Reklama

Cały tekst przeczytasz w weekendowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej