ikona lupy />
Michał Wojciechowicz, „Zabić bogatych”, Wydawnictwo Czerwony Pająk, Gdańsk 2019 / DGP
Cóż bardziej ekonomicznego od problemu nierówności można sobie w ogóle wyobrazić? Wiadomo – od ładnych paru lat wszystkie najbardziej smakowite ekonomiczne prace krążą właśnie wokół kwestii bogactwa. Bogactwa, które zaczyna zagrażać spokojowi społecznemu, a może i przetrwaniu planety.
Tymczasem w książce Michała Wojciechowicza problem sam się rozwiązuje. Bo zaczynają ginąć bogacze. Nie wiadomo, kto lub co ich zabija. I dlaczego właściwie umierają? Giną. Jeden po drugim. Rosjanie myślą, że to Amerykanie robią im cichy zamach stanu. Amerykanie podejrzewają Chińczyków. Ci z kolei Rosjan. Służby specjalne wszystkich mocarstw stają na głowie, żeby dowiedzieć się, co się dzieje. Ale nie są w stanie. Bo odpowiedź zdaje się znać tylko jeden człowiek. Nazywa się Michał Lec. I mieszka w warszawskim squocie Syrena. Wystarczy. I tak zdradziłem więcej, niż powinienem.
Reklama
Wspominam państwu o tej książce z jednego powodu. Wygląda na to, że tak często omawiana na łamach tej kolumny problematyka biedy i bogactwa oraz społecznych nierówności dotarła do świata literackiej fikcji.