Przepraszam, że tak wprost zapytam, ale czy powariowaliście? Przecież to tak, jakby każdy chciał mieszkać w lofcie. „Bardzo interesuje mnie ta 15-metrowa suterena, ale czy występuje w wersji z sufitem na wysokości 3,5 m?”. Przykro mi bardzo, ale od tego nie zrobi się w niej widniej. Nie będziecie też mieli więcej miejsca na stół, kanapę czy szafki. Co najwyżej na ścianie będziecie mogli powiesić sobie gobelin, za to malowanie pomieszczenia okaże się prawdziwą udręką. I identycznie sytuacja przedstawia się z SUV-ami i crossoverami.
Wbrew temu, co twierdzą producenci, wcale nie mają one więcej miejsca we wnętrzu w porównaniu z ich „normalnymi” odpowiednikami, za to są cięższe, wolniejsze i więcej palą. Gorzej pokonują zakręty, zdarza się, że słabiej hamują, a rzeczywiste właściwości terenowe większości modeli sprowadzają się do tego, że potrafią pokonać krzywo zamontowaną studzienkę kanalizacyjną i krawężnik przed szkołą waszych dzieci. I za to wszystko dostajecie rachunek o 10–20 proc. wyższy niż w przypadku tradycyjnego sedana, kombi czy hatchbacka. Tymczasem Peugeot przed chwilą wprowadził na rynek tradycyjnego sedana 508, który jest tylko ciutkę droższy niż podobnie wyposażony 5008 z identycznym silnikiem.
Zacznijmy od tego, że nowy 508 to wóz, który człowiek kupuje oczami. Jedziecie sobie spokojnie, mijacie salon Peugeota i kątem oka dostrzegacie stojące przed nim obłędnej urody auto. Zawracacie, parkujecie niemal w drzwiach, wpadacie do środka, łapiecie wypachnionego guerlainem sprzedawcę za poły marynarki i, pokazując mu palcem 508, mówicie zdecydowanym głosem: „Chcę! Tylko szybko!”. Trzy minuty później składacie podpis na umowie przedwstępnej i wpłacacie zaliczkę. Właśnie tak piękny jest 508. W gąszczu passatów, mondeo, insigni wygląda jak samiec pawia przechadzający się po kurzej fermie. Milknie gdakanie, wszyscy rozdziawiają dzioby i nie mogą oderwać od niego oczu.
Reklama
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP