Uruchomiona we wtorek „gorąca linia przeciw przemocy” miała umożliwić "otrzymywanie od członków społeczeństwa informacji wywiadowczych, w tym zdjęć, nagrań dźwiękowych i wideo poprzez WhatsApp”, by pomóc w „zapobieganiu przestępstwom i ich wykrywaniu” - napisano w oficjalnym komunikacie.

„Gorąca linia” wywołała falę krytycznych komentarzy wśród osób popierających prodemokratyczne protesty, które trwają w Hongkongu od ponad trzech miesięcy. W mediach społecznościowych porównywano ją do donosów z czasu rewolucji kulturalnej, a niektórzy internauci pytali, czy można również zgłaszać przypadki brutalności policji.

Władze twierdziły, że linię uruchomiono, ponieważ wiele osób zgłaszało się do nich z pytaniem, jak mogą pomóc policjantom w zmaganiach z antyrządowymi protestami - przekazała publiczna stacja RTHK.

„Odkąd gorąca linia zaczęła działać, otrzymano dużą ilość informacji, a jednocześnie pojawiały się na niej różne opinie. W rezultacie policja zdecydowała się zawiesić gorącą linię” - napisano w piątkowym komunikacie. Zapowiedziano poszukiwania innych kanałów do zbierania informacji od społeczeństwa.

Reklama

Popierana przez Pekin szefowa hongkońskiej administracji Carrie Lam obiecała niedawno, że wycofa kontrowersyjny projekt zmian prawa ekstradycyjnego, przewidujący m.in. możliwość odsyłania podejrzanych do Chin kontynentalnych, który był pierwotną przyczyną trwającej fali protestów.

Lam nie przychyliła się jednak do żadnego z czterech pozostałych postulatów protestujących. Żądają oni powołania niezależnej komisji do zbadania działań rządu i rzekomych przypadków nadużycia siły przez policję, nienazywania demonstracji „zamieszkami”, uwolnienia wszystkich zatrzymanych demonstrantów oraz demokratycznych wyborów władz regionu.

Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)