W II RP nieopodal Kut przebiegała granica z Rumunią. Po sowieckiej agresji na Polskę 17 września 1939 r. przez most graniczny na Czeremoszu w tłumie uchodźców przejechali do Rumunii prezydent RP Ignacy Mościcki, premier Felicjan Sławoj Składkowski, wódz naczelny marszałek Edward Rydz-Śmigły i minister spraw zagranicznych Józef Beck.

„W tym szczególnym dniu apelujemy do władz Federacji Rosyjskiej o porzucenie prób fałszowania historii oraz agresywnej polityki wobec sąsiadów. Apelujemy o wznowienie realnej i konstruktywnej współpracy ze społecznością międzynarodową tak, aby tragiczna historia była jedynie wspomnieniem” - napisał Morawiecki w liście, który odczytał dyrektor Centrum Studiów Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego Jan Malicki.

Wtorkowe uroczystości w Kutach odbyły się w kościele pw. Najświętszego Serca Jezusa. Uczestniczyli w nich m.in. szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Józef Kasprzyk oraz przewodniczący Rady do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, sędzia Bogusław Nizieński.

Zwracając się w liście do uczestników obchodów premier oświadczył, że kilka ostatnich tygodni nieustannie przypominało nam o najboleśniejszych momentach w najnowszej historii Polski.

Reklama

„Padło wiele gorzkich słów na temat agresywnej polityki III Rzeszy i Związku Radzieckiego, niechybnie prowadzących do konfrontacji; najpierw z Polską, a docelowo do krwawej konfrontacji między obydwoma reżimami. Jednocześnie ofiarami ich działań niemal od pierwszych dni drugiej wojny światowej były wszystkie narody wchodzące w skład II Rzeczpospolitej” - podkreślił.

Według Morawieckiego po ataku ZSRR na Polskę Kuty stały się miejscem symbolicznym. „Tutaj 80 lat temu odbyło się ostatnie posiedzenie rządu II RP. Tutaj także, w miejscowym kościele katolickim, odbyła się ostatnia na terenie Polski msza święta w intencji ojczyzny z udziałem najwyższych władz RP: prezydenta, premiera, wodza naczelnego, ministra spraw zagranicznych i innych osobistości” - napisał.

Premier Morawiecki zauważył, że dzisiejsza rocznica „każe nam ponownie pochylić się nad skutkami nieodpowiedzialnej polityki, prowadzonej w imię partykularnych interesów jednostek, w imię fałszywych ideologii, a nierzadko zwykłej chęci jakiegoś historycznego rewanżyzmu”. „Ta rocznica uświadamia nam, że bardzo często nie ma możliwości zapanowania nad reperkusjami takich działań” - dodał.

Ocenił, że obecne rosyjskie próby rehabilitacji agresji z 17 września 1939 roku i przemilczanie jej długoletnich, tragicznych konsekwencji, są niczym innym, jak próbą fałszowania historii i obroną polityki Józefa Stalina, którego celem była dominacja sowieckiego imperium.

„Opierając się na dawnych resentymentach również i dziś Moskwa powraca do prób wpływania na porządek międzynarodowy za pomocą siły militarnej. Gwałci zasady prawa międzynarodowego, prawo samostanowienia narodów, oraz poszanowania suwerenności, niepodległości i integralności terytorialnej państw” - oświadczył.

„W tym miejscu, na Ukrainie, jest to szczególnie widoczne. To właśnie Ukraina padła ofiarą nielegalnej aneksji Krymu i miasta Sewastopol, a następnie agresji zbrojnej na tereny obwodów ługańskiego i donieckiego. Walki w Donbasie pochłonęły już ponad 13 tys. istnień ludzkich” - napisał premier.

Morawiecki zwrócił się jednocześnie do społeczności międzynarodowej o solidarność z ofiarami tamtych zbrodni oraz „dzisiejszej, imperialnej polityki Rosji”.

Szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Józef Kasprzyk przypomniał w Kutach, że na mszy świętej 80 lat temu „po raz pierwszy po ponad 20 latach wybrzmiały słowa: +Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie+”. „Po 20 latach wolności, gdy Polacy mogli śpiewać +Ojczyznę wolną pobłogosław Panie+, nastąpił ten dzień, który przekreślił naszą niepodległość” - mówił.

Kasprzyk zaznaczył, że „wojna rozpoczęła się trzy tygodnie wcześniej agresją niemiecką, ale sowiecki, wbity w walczącą Polskę nóż, nóż i cios w plecy, przekreślił szansę na prowadzenie tutaj skutecznej, dalszej walki”.

„Dzięki decyzji o przeniesieniu siedziby prezydenta, rządu i naczelnego wodza poza granice Polski myśmy w 1939 roku nie skapitulowali. Nikt z przedstawicieli władz Rzeczpospolitej nie dostał się do niewoli: ani niemieckiej, ani sowieckiej. To pozwalało kontynuować walkę na terenie sojuszniczej Francji, potem Wielkiej Brytanii” - zauważyły Kasprzyk.

We wtorek, po mszy świętej w kościele rzymskokatolickim w Kutach odsłonięto tablicę, upamiętniającą wydarzenia sprzed 80 lat.

Przed przejazdem do Rumunii na plebanii kościoła greckokatolickiego w Kutach odbyło się z udziałem prezydenta ostatnie posiedzenie rządu II RP, a w kościele pw. Najświętszego Serca Jezusa odprawiona została ostatnia na terenie Rzeczypospolitej msza święta z udziałem przedstawicieli ówczesnych władz państwowych.

17 września 1939 roku Armia Czerwona wkroczyła na teren Rzeczypospolitej Polskiej, łamiąc polsko-sowiecki pakt o nieagresji i realizując ustalenia zawarte w tajnym protokole paktu Ribbentrop-Mołotow. Konsekwencją sojuszu dwóch totalitaryzmów był rozbiór Polski.

W wyniku dokonanego rozbioru Polski ZSRR zagarnął obszar o powierzchni ponad 190 tys. km kw. z ludnością liczącą ok. 13 mln. Okrojona Wileńszczyzna została przez władze sowieckie w październiku 1939 roku uroczyście przekazana Litwie. Nie na długo jednak, bowiem już w czerwcu 1940 roku Litwa razem z Łotwą i Estonią weszła w skład ZSRR. Liczba ofiar wśród obywateli polskich, którzy w latach 1939-1941 znaleźli się pod sowiecką okupacją, do dziś nie jest w pełni znana.

Prof. Andrzej Paczkowski, odnosząc się do tej kwestii w książce "Czarna księga komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania", pisał: "Uważa się, że w ciągu niespełna dwóch lat władzy sowieckiej na ziemiach zabranych Polsce represjonowano w różnych formach - od rozstrzelania, poprzez więzienia, obozy i zsyłki, po pracę przymusową - ponad 1 milion osób (...). Nie mniej niż 30 tysięcy osób zostało rozstrzelanych, a śmiertelność wśród łagierników i deportowanych szacuje się na 8-10 proc., czyli zmarło zapewne 90-100 tysięcy osób”.

>>> Czytaj też: Atak na rafinerie to krok w stronę otwartej wojny na Bliskim Wschodzie [WYWIAD]