"Podzielamy chęć ostrożnego ustalenia faktów, zanim w jakikolwiek sposób zareagujemy" - zaznaczył rzecznik MSZ Francji. Była to odpowiedź na pytanie zadane podczas internetowego briefingu na temat francuskiego stanowiska w sprawie ustaleń władz USA i Arabii Saudyjskiej, których zdaniem za atakami stoi Iran.

Wcześniej w środę biuro prezydenta Emmanuela Macrona ogłosiło, że Francja wyśle do Arabii Saudyjskiej ekspertów, którzy mają pomóc w śledztwie w sprawie ataku.

Agencja Reutera podkreśla, że Francji zależy na utrzymaniu porozumienia nuklearnego z Iranem, z którego USA wycofały się w 2018 roku. Od tego czasu relacje na linii Teheran-Waszyngton są bardzo napięte.

Celem sobotnich ataków były instalacje naftowe w Bukajk i Churajs na wschodzie Arabii Saudyjskiej. Oficjalnie do ich przeprowadzenia przyznali się sprzymierzeni z Iranem jemeńscy rebelianci Huti, co zdaniem Teheranu miało być "ostrzeżeniem" dla Saudyjczyków, którzy dowodzą koalicją walczącą w Jemenie z Huti od 2015 roku.

Reklama

Jednak Rijad i Waszyngton o ataki oskarżają Iran. Jeszcze w środę w saudyjskim mieście Dżudda spotkać się mają następca tronu Arabii Saudyjskiej książę Muhammad ibn Salman i amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo. Będą rozmawiać o atakach i koordynowaniu wysiłków mających stanowić na nie odpowiedź.

Według telewizji NBC News w odpowiedzi administracja USA rozważa m.in. cyberatak czy ataki militarne na irańskie instalacje naftowe i obiekty irańskich Strażników Rewolucji. Mimo przedstawionych przez wojskowych ekspertów opcji prezydent Donald Trump miał - zdaniem NBC News - poprosić jednak o opracowanie dalszych możliwości, "poszukując skoncentrowanej odpowiedzi, która nie wciągnęłaby USA w większy konflikt zbrojny z Iranem".

>>> Czytaj też: "Znaczne zwiększenie sankcji" na Iran. Donald Trump podjął decyzję