Rzecznik ministerstwa obrony Arabii Saudyjskiej płk Turki al-Malki sprecyzował na konferencji prasowej w Rijadzie, że na dwie instalacje naftowe skierowano w sumie 25 dronów i pocisków, w tym bezzałogowe statki powietrzne Delta Wing i pociski manewrujące Ja Ali. Dodał, że pociski zostały użyte przez Strażników Rewolucji, elitarne irańskie jednostki.

"Atak został przeprowadzony z północy i niewątpliwie sponsorowany przez Iran - przekazał rzecznik. - Dowody (...), które są przed wami, czyni to niezaprzeczalnym".

Al-Malki poinformował, że zarówno drony, jak i pociski zostały skierowane na instalacje Bukajk (Abqaiq) oraz, że pociski trafiły w instalację Churajs (Khurais).

Iran zaprzeczył, że dokonał jakiegokolwiek ataku. W reakcji na konferencję prasową al-Malkiego przedstawiciel władz irańskich oświadczył, że Arabia Saudyjska pokazała, że "nic nie wie".

Reklama

"Konferencja prasowa dowiodła, że Arabia Saudyjska nic nie wie o tym, gdzie zostały wyprodukowane, ani skąd wystrzelone rakiety i drony, i nie wyjaśniła, dlaczego system obronny kraju nie zdołał ich przechwycić" - napisał na Twitterze doradca predydenta Iranu Hasana Rowhaniego, Hesameddin Aszena.

Oficjalnie do przeprowadzenia ataków przyznali się sprzymierzeni z Iranem jemeńscy rebelianci Huti, co zdaniem Teheranu miało być "ostrzeżeniem" dla Saudyjczyków, którzy dowodzą międzynarodową arabską koalicją walczącą w Jemenie z Huti od 2015 roku.

Al-Malki, który jest również rzecznikiem sił koalicji, powtórzył, że atak nie mógł zostać przeprowadzony z Jemenu.

>>> Czytaj też: "Znaczne zwiększenie sankcji" na Iran. Prezydent USA podjął decyzję