Globalne spożycie mięsa od lat 60 XX wieku wzrosło już ponad dwukrotnie, zaś produkcja mięsa do 2050 ma się dodatkowo podwoić. Z jednej strony stanowi to dowód na rosnące dochody i wzrost standardu życia w krajach rozwijających się. Ale tacy Amerykanie, którzy mają już rozwiniętą gospodarkę, spożywają trzy razy więcej mięsa niż wynosi średnia dla całego świata. Dlatego we własnym, dobrze pojętym interesie oni, a także przedstawiciele innych rozwiniętych narodów, powinni powściągnąć swoje apetyty na mięso.

Rozważmy następujące dane: hodowla zwierząt jest odpowiedzialna za 12 proc. emisji gazów cieplarnianych, które emituje człowiek na skutek swojej działalności. To więcej niż emituje przemysł lotniczy na całym świecie. Większość emisji CO2 pochodzących z hodowli jest związana z jednym zwierzęciem – z krową. W przeliczeniu na kalorie, to hodowla bydła odpowiada za zdecydowanie większą emisję CO2 niż hodowla trzody chlewnej czy drobiu. Dzieje się tak po części dlatego, że w systemie trawiennym krów wytwarza się metan, który w dużej mierze odpowiada za efekt cieplarniany. Zatem z perspektywy zmian klimatu, serwowanie swojej rodzinie wołowiny na obiad jest równie szkodliwe dla środowiska, co przejechanie ok. 100 mil (ok. 161 km) samochodem.

Co gorsza, hodowla bydła wiąże się nie tylko z większą produkcją gazów cieplarnianych, ale także wymaga dużo przestrzeni. Na przykład w Brazylii wycięto wielkie połacie Puszczy Amazońskiej, aby zrobić miejsce dla hodowli bydła, uwalniając tym samym olbrzymie ilości uwięzionego węgla do atmosfery. Tempo destrukcji lasów znacznie się zwiększyło pod rządami prezydenta Jaira Bolsonaro, który nazwał się „kapitanem piłą łańcuchową”. Niestety problem dotyczy nie tylko Brazylii: ponad jedna czwarta lądów na ziemi, które nie są pokryte lodem, została przeznaczona na wypas dla zwierząt.

W efekcie zmian klimatycznych światowy system produkcji wołowiny jest na najlepszej drodze do samozniszczenia. Ocieplająca się planeta już dziś stanowi zagrożenie dla światowych zapasów żywności. Po dekadach stopniowego zmniejszania się, skala głodu na świecie znów zaczęła rosnąć – przez ostatnie 5 lat. To nie przypadek, że właśnie ostatnie 5 lat zaklasyfikowano jako najcieplejsze lata w historii pomiarów na Ziemi. Jak przewidują badacze, jeśli globalna temperatura wzrośnie o 2 stopnie Celsjusza, to światowe plony pszenicy zmniejszą się o 10 proc. Trwające miesiącami upały zmniejszą ilość pożywienia, z którego korzystają nie tylko ludzie, ale też zwierzęta. Coraz wyższa temperatura spowoduje zmniejszenie produkcji mięsa i mleka, zaś tysiące sztuk bydła padnie. Zmiany te byłby szczególnie dotkliwe dla owoców w krajach rozwijających się.

Reklama

Dobrowolne ograniczenie spożycia mięsa wydaje się lepszym rozwiązaniem niż pozwolenie przemysłowi hodowlanemu na samozagładę po latach przyczyniania się do zmian klimatu. Większość badaczy klimaty zgadza się, że zmniejszenie spożycia mięsa pomogłoby ludzkości uniknąć najgorszego scenariusza. Ale co oznacza mniejsze spożycie?

Całkowita rezygnacja z mięsa sprawiłaby, że globalne emisje gazów cieplarnianych spadłyby o 8 gigaton rocznie. Podobny efekt miałoby zamknięcie ok. 2000 elektrowni węglowych. Ale nie trzeba przerzucać się na weganizm – już samo zmniejszenie spożycia mięsa pomoże. Wdrożenie choćby diety śródziemnomorskiej, która obejmuje jedzenie drobiu, ale ogranicza spożycie czerwonego mięsa, miałoby ten sam efekt, co rezygnacja z przejechania autem 70 mil (ok. 112,7 km) tygodniowo. Taka zmiana ucieszyłaby również lekarzy.

Innym rozwiązaniem może być np. dołączenie do ruchu „Bezmięsnych Poniedziałków” (Meatless Mondays), który działa już w 40 krajach świata. Pomimo pewnego oporu ze strony agrobiznesu i niektórych polityków (czerwone mięso to wdzięczny temat dla tzw. kulturowych wojowników), dziesiątki szkół, firm, szpitali, a także tysiące rodzin zaangażowało się w bycie wegetarianami przez jeden dzień w tygodniu.

Efekty robią wrażenie: odpuszczenie sobie jednego hamburgera oznacza oszczędność ponad 1421 litrów wody oraz takiej ilości energii, jaka jest potrzebna do ładowania jednego smartfona przez sześć miesięcy. Jeśli odpuścimy sobie mięso raz w tygodniu przez rok, to tak, jakbyśmy przejechali 1000 km rowerem zamiast samochodem.

Oczywiście nie każdy może czy powinien zrezygnować z mięsa. Spontaniczne dobrowolne akcje też mogą nie wystarczyć. Prawodawcy muszą przejąć inicjatywę poprzez ograniczenie dopłat do mięsa i zachęty do prowadzenia zrównoważonego rolnictwa. Pomocna może okazać się zmiana zaleceń dietetycznych na wzór Szwecji czy Holandii.

Jeśli zatem masz szczęście żyć w bogatym kraju, w którym nie brakuje źródeł białka, spróbuj zrobić przerwę od jedzenia mięsa. Twoje dzieci, a także wnuki, z pewnością ci za to podziękują.

>>> Czytaj też: Szykuje się boom na sztuczne mięso. Ten rynek wkrótce będzie wart 240 mld dol.