W dobie kryzysu klimatycznego linie lotnicze nie mają powodów do radości. Nawet najnowsze samoloty emitują znacznie więcej CO2 niż pociągi, a w ciągu najbliższych dwóch dekad są małe szanse na to, że we flotach komercyjnych pojawią się odrzutowce elektryczne lub hybrydowe. Tymczasem coraz więcej konsumentów zwraca uwagę na realne koszty tanich lotów.

William Wilkes w serwisie Bloomberg, pisząc o ciemnych chmurach, które gromadzą się nad europejskim lotnictwem, zwraca uwagę, że linie lotnicze w tym roku wyemitują do atmosfery prawie 1 miliard ton dwutlenku węgla. Według ONZ lotnictwo w ciągu trzech dekad może zastąpić energetykę na niechlubnym pierwszym miejscu, jeśli chodzi o emisję CO2. Jednocześnie aktywiści klimatyczni stawiają za wzór Gretę Thunberg, która na nowojorski szczyt ONZ dotarła drogą morską.

Coraz częściej konsumenci zastanawiają się, czy loty na wakacje są warte kosztów środowiskowych. Szwedzi ukuli termin „flygskam” – wstyd przed lataniem. Użycie tego słowa skutecznie zniechęca do weekendowych wypadów samolotem – SAS podał, że jego ruch spadł o 2 proc. w ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy. Zmniejsza się też liczba pasażerów, którzy korzystają z lotów krajowych. Alexandre de Juniac, szef Międzynarodowego Stowarzyszenia Transportu Lotniczego, nie ma wątpliwości, że flygskam odgrywa znaczącą rolę w wyborach podróżujących. Z kolei we Francji popularność zyskuje hasztag #avihonte, o tym samym, co flygskam znaczeniu. W Paryżu pojawiła się propozycja, by zawiesić większość lotów wewnątrz kraju. Zyskuje kolej – austriacka kolej państwowa zamówiła 13 nowych pociągów sypialnych z uwagi na rosnący popyt. Niemcy planują obniżyć podatki za przejazdy pociągami o niemal dwie trzecie, jednocześnie zwiększając opłaty za loty i ustanawiając minimalny poziom opłat za przelot. Wszystko to z powodu ukrytych dotąd kosztów emisji CO2.

>>> Czytaj też: Europa nie ufa USA w sprawie boeingów. LOT będzie się domagać rekompensaty

Podczas gdy szef LOT-u Rafał Milczarski głosi, że „wstyd przed lataniem to lewicowy absurd, a ograniczenie podróży samolotowych jest głupotą”, międzynarodowe korporacje zaczynają poważnie traktować temat zmian klimatycznych. William Wilkes przytacza przykład banku Klarna, który odwodzi swoich pracowników do służbowych podróży samolotem. Szef oddziału w Niemczech kursuje pociągami między Berlinem, Brukselą, Londynem a Sztokholmem. Bank ma ambicję osiągnąć neutralność pod względem emisji CO2. „Wiemy, co dzieje się z naszą planetą” – skwitował Robert Bueninck, CEO niemieckiego oddziału Klarna. Z kolei fiński Nordea Bank zamierza w tym roku ograniczyć loty służbowe o 7 proc.; niemiecki nadawca Tele 5 zapowiedział, że nie będzie już płacił za loty krajowe pracowników, a firma konsultingowa PwC i szwajcarska spółka Zurich Insurance Group twierdzą, że chcą ograniczyć loty, by zmniejszyć emisję dwutlenku węgla. Delegacje nie są potrzebne – biznesowe spotkania twarzą w twarz można przecież odbyć wirtualnie.

Reklama

William Wilkes podkreśla, że to europejscy przewoźnicy mają największy problem – często latają na krótkie odległości, a szybka kolej w Europie jest realną alternatywą. Dodatkowym ciosem jest chaos wokół brexitu – Wielka Brytania to największy rynek lotniczy w regionie. W ciągu ostatnich dwóch lat zbankrutowało ponad pół tuzina europejskich przewoźników. Nie poradzili sobie ze spadającymi taryfami, spowolnieniem gospodarki, rosnącymi kosztami paliwa, zatłoczoną przestrzenią powietrzną i ekstremalnymi warunkami pogodowymi.

>>> Czytaj też: LOT: Wstyd przed lataniem to lewicowy absurd

Jak ze wstydem przed lataniem i proekologicznymi zobowiązaniami radzą sobie inne linie? KLM Royal Dutch Airlines wręcz zniechęca podróżnych do lotów na krótkich dystansach (firma koncentruje się na lotach długodystansowych). Dyrektor generalny Deutsche Lufthansa, Carsten Spohr, wziął na celownik tanich przewoźników. Według niego bilety lotnicze za 5 euro wywołały popyt na „niepotrzebne” podróże. Ryanair odparował, że cieszy się z porównania i wzmianki o niskich cenach: wypełnione samoloty przekładają się też na niski poziom emisji na pasażera. Nie zmienia to jednak trudnej sytuacji linii lotniczych. Każdy lot generuje tony dwutlenku węgla, a pierwsze samoloty z silnikami hybrydowymi bądź elektrycznymi wejdą do powszechnego użytku najwcześniej po 2030 r. I to tylko na krótkich dystansach.

>>> Czytaj też: Nasza sytuacja jest gorsza niż myślimy? Nawet Putin zaczął przejmować się klimatem [OPINIA]