Do połowy XXI w. Afrykę będzie zamieszkiwać blisko dwa razy więcej mieszkańców niż obecnie, czyli ok. 2,5 mld osób
Przekazywanie pieniędzy Afryce nie jest rozwiązaniem – stwierdził prezydent Francji Emmanuel Macron ponad dwa lata temu na szczycie państw G20. – To kwestia bardziej rygorystycznego zarządzania, walki z korupcją, walki o sprawne rządy, kwestia sukcesu przekształceń demograficznych w krajach, w których na jedną kobietę przypada siedmioro lub ośmioro dzieci – sprecyzował. Była to odpowiedź na pytanie dziennikarza z Wybrzeża Kości Słoniowej o możliwość stworzenia dla Afryki programu pomocowego na wzór planu Marshalla dla zniszczonej wojną Europy. Liczni komentatorzy oskarżyli prezydenta Republiki Francuskiej o rasizm i imperialną postawę.

Bez złudzeń

Prognozy demograficzne dla Afryki wskazują, że do połowy XXI w. kontynent ten będzie zamieszkiwać blisko dwa razy więcej mieszkańców niż obecnie, czyli ok. 2,5 mld osób. – Wspieramy niewielki szpital w Ugandzie przy granicy z Kongiem. W liczącym 30 tys. mieszkańców Koboko rodzi się miesięcznie 450 dzieci, tyle, ile w największym szpitalu położniczym w Warszawie – mówi DGP szef Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM) Wojciech Wilk.
Reklama

Błyskawiczna eksplozja demograficzna to niejedyne wyzwanie stojące przed Afryką. Dochodzą do tego zmiany klimatyczne i rozwój gospodarczy, który nie przekłada się na poprawę jakości życia. – Szczególnie niepewna przyszłość rysuje się dla Sahelu, czyli krajów od Senegalu po Sudan, leżących na południe od Sahary, która zabiera kolejne hektary ziemi uprawnej. Niger liczy 20 mln mieszkańców, a ziemia nadająca się pod uprawy to 11 proc. powierzchni kraju. W 2100 r., przy utrzymaniu się obecnego tempa wzrostu ludności, Niger będzie liczył 200 mln mieszkańców – mówi Wilk.

Tygodnik „The Economist” poświęcił niedawno artykuł Malawi, jednemu z najbiedniejszych krajów afrykańskich – 71 proc. jego obywateli zarabia poniżej 2 dol. dziennie. W szczególnie trudnej sytuacji znaleźli się teraz drobni rolnicy: susze oraz powodzie znacznie obniżają zbiory. – Kiedyś z hektara mieliśmy 20 worków kukurydzy, teraz udaje się nam zebrać siedem. To za mało, by się utrzymać – mówi gazecie Wema Kaloti.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP