Polska gra „Wiedźmin” sprzedała się na świecie w ponad 40 mln egzemplarzy. Zdobyła setki nagród, a akcje produkującej ją firmy wskoczyły na szczyty giełdowych notowań. Gdyby oceniać potencjał Polski w dziedzinie technologii cyfrowych na podstawie sukcesu „Wiedźmina”, bylibyśmy w gronie światowych liderów, na równi ze Stanami Zjednoczonymi, Izraelem, Francją czy Niemcami. Niestety, wiele nam do nich brakuje.
Informatyka to nie tylko rozrywka, ale także rozwiązania dla cyberbezpieczeństwa, technologii militarnych, internetu czy innowacyjnych, mogących stać się eksportowymi hitami produktów. Wykorzystanie w pełni potencjału krajowego sektora IT oznacza szybszy rozwój firm i możliwość zajęcia przez nie silnej w skali globalnej pozycji. Oparta na technologiach cyfrowych czwarta rewolucja przemysłowa, której świadkami jesteśmy, jest w rzeczywistości pierwszą, w której polskie firmy mogą brać udział od samego początku. Rezultaty są jednak dotąd dalekie od oczekiwań.
Na liście 500 największych na świecie firm z sektora cyberbezpieczeństwa nie ma żadnej polskiej, chociaż jest czeska, słowacka i rumuńska. Z Francji jest 8 firm, z Niemiec – 6, a z liczącego niespełna 9 mln mieszkańców Izraela – aż 41. Brak w zestawieniu polskich firm wynika m.in. z faktu, że w przypadku realizacji projektów informatycznych dla rządu i instytucji publicznych niemal zawsze istnieje wymóg przekazania im autorskich praw majątkowych do wytworzonego oprogramowania. Zamawiającemu nie daje to realnej korzyści, a firmie uniemożliwia budowanie produktu, który mógłby być sprzedawany również innym klientom.
Skutkiem takich m.in. ograniczeń jest zahamowanie rozwoju polskich firm z branży informatycznej i podążanie administracji publicznej i gospodarki „utartą ścieżką”. O tym, że czwarta rewolucja przemysłowa omija nasz kraj, dobitnie świadczą liczby. Według danych Banku Światowego w 2017 r. wzrost PKB Polski wyniósł 4,8 proc., jednak branża ITC (teleinformatyczna) urosła zaledwie o 1,5 proc., czyli ponad trzy razy mniej niż cała gospodarka.
Reklama

Nikt nie zadba lepiej o nasze bezpieczeństwo niż my sami

– Trudno sobie wyobrazić budowę nowoczesnego, liczącego się w świecie państwa bez własnego, silnego sektora informatycznego – mówi Sławomir Szmytkowski, wiceprezes zarządu Asseco Poland, największej polskiej firmy z branży IT. – Kraje, w których nie wykształcił się taki potencjał, skazane są na zależność od dostawców zagranicznych. Sytuacja taka niesie za sobą wiele negatywnych konsekwencji, bo informatyka w dzisiejszym świecie coraz częściej ma narodowość. Widać to w obszarach decydujących o bezpieczeństwie państwa, gdzie cybersuwerenność staje się jego niezbędnym fundamentem. Polska ma do dyspozycji potencjał rodzimych firm IT, które przez ostatnie 30 lat zdobyły kompetencje, by budować mocną pozycję naszej gospodarki oraz cyberbezpieczeństwo państwa i kluczowych sektorów. Nikt nie zadba lepiej o to niż my sami.
Czy państwo ma jednak możliwość premiowania rodzimych firm przy wydatkowaniu swoich pieniędzy na projekty IT?
– Prawo unijne oficjalnie uniemożliwia preferowanie lokalnych firm – wynika to z zasad jednolitego rynku. Prawo zamówień publicznych nie daje więc zamawiającemu możliwości ustalania warunków udziału w przetargu, które preferowałby firmy zlokalizowane na wskazanym przez zamawiającego terenie: miasta, powiatu czy nawet kraju. Wynika to z zasady równego traktowania wykonawców – mówi Jan Filip Staniłko, dyrektor departamentu innowacji w Ministerstwie Przedsiębiorczości i Technologii.
To prawda, czy jednak w czasach rosnącego zagrożenia cyberwojną nie jest potrzebne szersze spojrzenie na ten problem? W końcu od cyberbepieczeństwa zależy bezpieczeństwo każdego z nas. Żadne państwo nie zrezygnuje przecież z własnej armii tylko dlatego, że jakaś inna zaoferuje mu taniej swoje usługi. Tym bardziej że przykłady innych państw UE pokazują, że taka polityka jest możliwa.
– W obszarach takich jak obronność czy administracja publiczna rozwinięte państwa, Francja czy Niemcy, od lat stawiają na współpracę z rodzimymi dostawcami. Dlaczego Polacy mają odnosić sukcesy w świecie tylko w dziedzinie gier, co tak na marginesie jest dowodem niebagatelnego potencjału naszej branży? Dlaczego miałoby być nas nie stać na rozwój nowoczesnych rozwiązań informatycznych także w innych dziedzinach? – pyta Sławomir Szmytkowski.

Silny sektor IT czy drenaż mózgów i niższe wpływy podatkowe?

Wyższy poziom samowystarczalności w zakresie cyberbezpieczeństwa to niejedyna korzyść z posiadania silnych, rodzimych firm informatycznych. IT to jedna z najdynamiczniej rozwijających się dziedzin na świecie i setki tysięcy atrakcyjnych miejsc pracy. Specjaliści mogą wybierać spośród ofert z wielu krajów. Te, które będą rozwijać swój potencjał, zyskają doskonałych fachowców i jeszcze większe możliwości. Pozostałe staną się ofiarami „drenażu mózgów”, a ich rozwój ulegnie zahamowaniu. Silna rodzima branża IT jest więc atutem mogącym skłonić tysiące doskonale wykształconych Polaków do pozostania w kraju, a nawet do powrotu z emigracji.
Dla państwa nie bez znaczenia są też korzyści podatkowe. Przykład Grupy Asseco, działającej w ponad 50 krajach, ale rozliczającej się z fiskusem w Polsce, jest tu bardzo wymowny. Z każdego tysiąca złotych przychodów tej firmy do budżetu państwa trafia 13 zł. W przypadku działających w Polsce zagranicznych przedstawicielstw firm IT jest to już tylko 7,5 zł.
– Wystarczy powiedzieć, że suma wszystkich podatków, jakie Asseco płaci w Polsce z tytułu PIT, CIT i VAT, wyniosła w 2018 r. ponad 570 mln zł. Taka kwota pozwala na wybudowanie nowego szpitala w Poznaniu na ponad 400 łóżek. To jeszcze jeden powód, by wspierać rozwój rodzimych firm IT – podsumowuje wiceprezes Szmytkowski.
Materiał powstał przy współpracy z Instytutem Sobieskiego na podstawie raportu „Polska (prawdziwie) cyfrowa. 12 rekomendacji na lata 2019–2023”'