Kraje Afryki zaczynają przyciągać więcej inwestycji niż Azja Południowa. Sama Etiopia w ciągu ostatnich lat otworzyła prawie tuzin parków przemysłowych oraz powołała agencję rządową na światowym poziomie, której zadaniem jest przyciąganie inwestycji zagranicznych.

Wydaje się, że zapanował konsensus – to Wietnam uznano za zwycięzcę chińsko-amerykańskiej wojny handlowej, odkąd wiele firm zaczęło przenosić tam zakłady produkcyjne z Chin. Jeśli zaś chcemy określić, kto jest największym przegranym, to pod względem niewykorzystanych możliwości, mogą to być kraje Azji Południowo-Wschodniej.

Aby zrozumieć dlaczego tak się stało, trzeba pamiętać, że ostatnia wojna handlowa jedynie przyspieszyła ważny trend utrzymujący się od dekady. Otóż w obliczu rosnących kosztów, producenci w Chinach musieli zdecydować, czy inwestować w automatyzację produkcji i dzięki temu zmniejszać koszty siły roboczej, czy jednak przenieść zakład produkcyjny do innego kraju. Firmy, które podjęły decyzję o relokalizacji, stanowiły ogromną szansę dla mniej rozwiniętych krajów, które dzięki przyciągnięciu takich zakładów mogły pobudzić industrializację oraz przeprowadzić bardzo potrzebną transformację gospodarczą.

Być może podobna szansa już nie przyjdzie w tym pokoleniu. Jedyną udowodnioną ścieżką do długotrwałej i szerokiej prosperity jest budowa sektora przemysłowego, który jest połączony z globalnymi łańcuchami wartości, który zwiększa poziomy produktywności oraz tworzy miejsca pracy w całej gospodarce. W taki sposób większość bogatych dziś krajów, nie mówiąc o Chinach, wydźwignęła się z biedy.

Rzeczywistość pokazuje, że oprócz Wietnamu inne kraje Azji Południowo-Wschodniej pozostają w tyle jeśli chodzi o przyciąganie inwestycji zagranicznych. Całkiem dobrze radzą sobie również kraje afrykańskie, dla których przemysł stał się najwyższym priorytetem. Sama Etiopia w ciągu ostatnich lat otworzyła prawie tuzin parków przemysłowych oraz stworzyła agencję rządową na światowym poziomie, której zadaniem jest przyciąganie inwestycji zagranicznych. Bank Światowy od 2012 roku rokrocznie ogłasza Afrykę Subsaharyjską regionem o największej liczbie reform.

Reklama

W przeciwieństwie do Afryki, pod względem bezpośrednich inwestycji zagranicznych jako odsetka PKB, Azja Południowa pozostaje w tyle zarówno za średnią dla najmniej rozwiniętych krajów oraz dla krajów Afryki Subsaharyskiej. Podczas gdy całkowite PKB Azji Południowej jest o ponad 70 proc. większe niż całej Afryki, to w 2012 roku Czarny Kontynent otrzymał 3,5 razy więcej inwestycji z Chin niż otrzymała Azja Południowa (to ostatni rok, za jaki ONZ opublikowała dane w zakresie inwestycji). W ciągu ostatnich pięciu lat w ramach wskaźnika China Global Investment Tracker prowadzonego przez American Enterprise Institute odnotowano 13 dużych inwestycji z Chin w Afryce i tylko 9 w Azji Południowej.

Uderzającą ilustracją tego problemu jest Bangladesz. Kraj ten potrzebuje tworzyć dwa mln miejsc pracy rocznie, aby poradzić sobie z szybko rosnącą populacją. Jednakże pomimo, że Bangladeszowi udało się zbudować światowej klasy przemysł odzieżowy, to jest już niezdolny do wdrożenia reform i przyciągnięcia inwestycji spoza sektora produkcji odzieży. Kraj ten w rankingu Doing Business w ciągu kilku lat spadł na 176. miejsce ze 190 uwzględnionych krajów. Grupa DBL, firma z Bangladeszu, właśnie inwestuje fabrykę produkcji odzieży, dzięki której powstanie 4 tys. miejsc pracy, ale w… Etiopii.

Fantazja, bardzo powszechna w Indiach, że kraj ten może przeskoczyć od gospodarki opartej na rolnictwie prosto do gospodarki opartej usługach, jest tylko fantazją.

Azja Południowa nie może sobie pozwolić na utratę szansy zwiększenia sektora przemysłowego.

Przyciągnięcie inwestycji przemysłowych będzie wymagało przede wszystkim tego, że rządy państw azjatyckich uznają, że konkurencja już ich wyprzedza. Na przykład Indie muszą porzucić zbyt dużą pewność i przekonanie, że inwestorzy zjawią się w tym kraju ze względu na wielką populację. Pakistan musi przestać polegać na przyjaźni z rządem Chin, gdyż Państwo Środka finansujące infrastrukturę nie oznacza automatycznego finansowania rozwoju przemysłu. Co więcej, dominujące w chińskim sektorze wytwórczym firmy prywatne kierują się motywami rynkowymi, a nie opiniami rządu.

Po drugie, kraje Azji Południowej potrzebują szerokiej, państwowej akcji, mającej na celu podniesienie poziomu inwestycji. W szczególności muszą stworzyć dobre warunki dla producentów, począwszy od możliwości pozyskiwania energii po efektywne operacje portowe i odprawy celne.

Co więcej, państwa Azji Południowej muszą zrozumieć specyfikę danej branży. Fabryki kierują się bowiem szczególnymi potrzebami w zależności od tego, co produkują. Na przykład fabryki tkanin i fabryki ubrań – pomimo pewnych podobieństw, mają zupełnie inne wymagania. Fabryki tkanin są kapitałochłonne, z dużą liczbą energochłonnych maszyn, zaś fabryki ubrań wymagają dużych nakładów siły roboczej.

Kraje zatem potrzebują przeanalizować, na które sektory mogą się wypozycjonować, następnie spełnić te warunki i szukać określonych rodzajów producentów w Chinach lub innych krajach, z których planują przenieść produkcję.

Dobra wiadomość jest taka, że wszystkie te działania są wykonalne. I w wielu przypadkach podjęto już pierwsze kroki, np. Bangladesz buduje pierwszy głęboki port Matarbari. Z kolei zła wiadomość jest taka, że dopóki Azja Południowa nie będzie działać szybciej, to inne regiony wykorzystają (i już to robią) możliwość industrializacji.

>>> Czytaj też: Chiny: Bilans 70-latka. Państwo Środka chce być centrum cywilizacyjnym