"Turcja dotrzymuje słowa. Nie jest to kraj, który szermuje pustymi groźbami. Prezydent (Turcji Recep Tayyip) Erdogan zapowiedział trzecią inwazję na Syrię. Ma ona doprowadzić do końca to, co rozpoczęły dwie wcześniejsze operacje: podporządkować Ankarze korytarz na wschód od Eufratu aż po granicę z Irakiem" - tłumaczy konserwatywny dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung".

Władze Turcji - jak pisze "FAZ" - mają dwa cele: rozwiązanie problemu z syryjskimi uchodźcami na swoim terytorium poprzez przesiedlenie z powrotem do Syrii 2 mln osób oraz rozbicie tamtejszych kurdyjskich władz lokalnych i jednostek kurdyjskich milicji.

"Niebezpieczeństwa z tego wynikające są ogromne. Zaatakowani Kurdowie zwrócą się o pomoc do reżimu w Damaszku. Wówczas wojska należącej do NATO Turcji staną naprzeciwko armii syryjskiej i jej sojuszników. Rosja będzie musiała wybierać między (prezydentem Syrii Baszarem) el-Asadem a Erdoganem, a Ameryką, wycofując się, pozbywa się jedynej możliwości współdecydowania o tym, co się dzieje w Syrii" - wylicza gazeta.

Ocenia przy tym, że największym niebezpieczeństwem związanym z inwazją turecką jest powrót dżihadystycznej organizacji Państwo Islamskie (IS). Kurdowie zgromadzą wszystkie siły, by bronić się przed Turkami, w związku z czym obozy jenieckie, w których obecnie przetrzymywane są tysiące bojowników i sympatyków IS, zostaną pozostawione same sobie - wskazuje "FAZ".

Reklama

"To rozczarowujące, że Turcja podsyca wojnę akurat w chwili, kiedy zarysowała się możliwość politycznego rozwiązania konfliktu w Syrii" - ubolewa dziennik z finansowej metropolii nad Menem.

Lewicowo-liberalny "Tagesspiegel" tłumaczy z kolei, dlaczego Trump zdecydował się na wycofanie żołnierzy z północy Syrii.

"45. prezydent USA realizuje to, co obiecał wyborcom: amerykańscy żołnierze wracają do domu ze stref konfliktów na całym świecie. Światowe mocarstwo kierowane przez Donalda Trumpa nie jest już gotowe ponosić odpowiedzialności za odległe regiony, gdzie - na pierwszy rzut oka - nie ma żadnych interesów. Na pewno przyniesie mu to poparcie wielu wyborców zmęczonych wojnami" - pisze berliński dziennik. Zauważa jednocześnie, że dla Kurdów, dotychczasowych sojuszników USA w Syrii, polegających na amerykańskich gwarancjach bezpieczeństwa, jest to szok. Mówią oni o "ciosie w plecy".

Do grona zaskoczonych - jak pisze "Tagesspiegel" - należą też Europejczycy. "Amerykańscy politycy, dyplomaci i wojskowi wielokrotnie próbowali namawiać ich do zwiększenia zaangażowania w regionie. Bez większych sukcesów. W kwestii przetrzymywanych przez Kurdów bojowników IS pochodzących z Europy, również grali na zwłokę. To się teraz mści" - konkluduje gazeta.

Turcja w sobotę zapowiedziała podjęcie wkrótce ofensywy w północnej Syrii i zaczęła gromadzić wojska i broń przy swej granicy z tym krajem. W poniedziałek rano czasu polskiego Biały Dom ogłosił, że amerykańskie pododdziały w Syrii wycofają się z obszaru przy granicy z Turcją, ponieważ Ankara wkrótce przeprowadzi tam swoją planowaną operację, a wojska USA nie będą w niej brać udziału.

>>> Czytaj też:Erdogan: Turcja chce odegrać konstruktywną rolę na Bałkanach