Jeśli przyjrzeć się PiS i PO, to łatwo zauważyć, że pod względem uwiądu intelektualnego obie partie mogą w zasadzie ze sobą konkurować. PiS sprawia wrażenie potęgi, ale tak naprawdę jest przecież polityczną wydmuszką, w której dawno zamarła debata. Rządzące ugrupowanie ma, owszem, sprawną kampanię i dobry PR, ale jeśli na początku rządów można było mieć nadzieję, że jest modernizacyjną alternatywą dla „ciepłej wody w kranie” proponowanej przez PO, to dzisiaj już widać, że było to jedynie iluzją. PO okazało się jednak jeszcze słabsze.
Platforma Obywatelska, zwana „główną siłą opozycji”, prowadziła kampanię wyborczą tak rachityczną i niemrawą, że aż powstały teorie, iż być może nie chce wygrać, kalkulując, że lepiej, by to PiS musiał rządzić w chwili kryzysu gospodarczego, który – podobno – musi w końcu nadejść. Teoria ta brzmi atrakcyjnie, ale ma jedną wadę. Jest otóż całkowicie wyssana z palca.
PO nie udaje słabości. PO jest słabe i nie ma żadnego planu, gdyż partia ta została kadrowo i ideowo wyjałowiona najpierw przez Donalda Tuska, a teraz przez Grzegorza Schetynę. Jeśli na cztery dni przed wyborami jeden z liderów PO Sławomir Neumann publicznie mówi o możliwości stworzenia rządu z Konfederacją, to wynika z tego to, że należy głosować na PO wyłącznie po to, by nie rządził PiS. To zaś zdecydowanie za mało, by PiS przestał rządzić. O wyjątkowej słabości PO świadczy to, że nawet gdy w przestrzeni medialnej pojawiały się tematy, które Platforma mogła wykorzystać w kampanii wyborczej, to niemal nigdy się to nie działo. W efekcie w sondażach do PO coraz bardziej zbliżała się Lewica, która w mojej ocenie może z czasem wręcz zastąpić Platformę w roli głównej siły opozycji.
Współczesna polityka w dużym stopniu opiera się na badaniach nastrojów opinii publicznej. Politycy, nim zajmą stanowisko w kontrowersyjnej sprawie, przyglądają się badaniom fokusowym. Problemem polityków PO jest jednak to, że ktoś najwyraźniej zaprezentował Platformie badania, z których wynika, że nie należy mieć żadnego poglądu. Jeśli przyjrzeć się np. kwestii aborcji, to wiadomo, że za utrzymaniem jej zakazu jest Prawo i Sprawiedliwość, za liberalizacją ustawy Lewica. Konia z rzędem zaś temu, kto zdoła, czytając ten tekst, przypomnieć sobie, jakie jest stanowisko PO.
Reklama
Richardowi Nixonowi przypisuje się powiedzenie, że do uprawiania polityki trzeba „rozumu, serca i jaj”. Jeśli to prawda, to główna siła opozycji ma poważny problem, bo stała się politycznym kastratem. Polityka każdej partii środka polega oczywiście na tym, że czasem usiłuje się pogodzić sprzeczne sygnały i pozyskać elektorat tak w lewa, jak z prawa, ale nie można równocześnie grać o głosy środowisk gejowskich i fundamentalistów katolickich, zwolenników zakazu aborcji i jej liberalizacji, fanów Keynesa i Friedmana. Idealnym przykładem pułapki, w której znalazła się Platforma, jest to, iż proponowała start w wyborach do Senatu byłemu przywódcy Ligi Polskich Rodzin (i twórcy Młodzieży Wszechpolskiej) Romanowi Giertychowi, który nigdy nie wycofał się przecież ze słów o tym, że Witold Gombrowicz promował „pederastów” i nigdy nie wytłumaczył z tego, że w czasie referendum akcesyjnego wzywał do głosowania przeciw wejściu Polski do Unii Europejskiej. Polityka każdej partii środka polega, owszem, na godzeniu sprzeczności, ale warto pamiętać, że istnieje też sprzeczność pomiędzy brakiem wiarygodności a wygrywaniem wyborów.
Problemem liberalnych Polaków jest jednak nie tylko słabość PO, ale również kondycja liberalnych elit. Gdy o nich myślę, przypomina mi się to, co usłyszałem jakiś czas temu na stadionie w Warszawie na Łazienkowskiej od kibica Legii Warszawa. Nie jestem kibicem piłkarskim, a bilety na mecz dostałem w prezencie. Nie wiedząc, że mam miejsca na żylecie, czyli w tym sektorze stadionu, gdzie zbierają się najbardziej fanatyczni kibice warszawskiej drużyny, na mecz poszedłem razem z żoną i dziećmi. Jako że nie pasowałem do reszty kibiców, a równocześnie byłem z rodziną, zostałem potraktowany wyjątkowo życzliwie, a jeden z kibiców przez niemal cały mecz tłumaczył mi, co dzieje się zarówno na murawie, jak i na trybunach. Na murawie zaś działo się źle. Legia grała wyjątkowo kiepsko. Kibice mimo to skandowali wychwalające Legię hasła i śpiewali klubowe piosenki. Legia mimo to grała nadal źle. Mój przewodnik w pewnym momencie stwierdził: „Ile byśmy się nie darli i jakiej sektorówki (wielkiego transparentu rozwijanego podczas meczu) nie zrobili, to mecz się wygrywa k… na boisku”. To niby banał, ale chyba jednak banały czasem najtrudniej zrozumieć. Odnoszę wrażenie, że kibic Legii rozumiał coś, czego nie rozumieją najwyraźniej kibice Platformy Obywatelskiej. Kampania wyborcza to bowiem tyle co owa „sektorówka” i doping ze strony kibiców. Problemem nie jest kampania PO, a sama Platforma. Jeśli PO nie ma żadnego pomysłu na to, jak wygrać wybory, jeśli główna siła opozycji przez cztery lata nie stworzyła żadnego programu, który byłby w stanie przekonać kogokolwiek do tej pory nieprzekonanego, to być może nie kampania wyborcza Platformy Obywatelskiej, a sama Platforma Obywatelska jest kiepska.
Równie kiepscy są jednak niestety najwierniejsi kibice PO. Na meczu, na którym byłem, kibice z żylety w pewnym momencie zaczęli skandować mało kulturalne, ale bardzo konkretne w przekazie hasło „Legia grać, k… mać!”. Słychać było gwizdy – tym razem skierowane nie pod adresem drużyny gości, ale do własnych piłkarzy. Jakkolwiek najdalszy jestem od jakiejkolwiek fascynacji kulturą kibicowską, to przyznam się szczerze, że żyleta mi wówczas zaimponowała. Kibice kierowani przez przywódców, których intelektualistami nijak nazwać się nie da, doskonale rozumieli to, czego nie rozumieją będący ponoć intelektualistami przywódcy kibiców PO. To, że powinnością najwierniejszych kibiców jest czasami wygwizdać własną drużynę.
Na stadionie, poza wspomnianą żyletą i sektorem gości, są jeszcze miejsca, gdzie zbiera się zdecydowana większość widzów. W trakcie meczu najwytrwalsi kibice obu drużyn raczą się nawzajem obraźliwymi zazwyczaj przyśpiewkami. Moje stadionowe doświadczenie jest bardzo skromne, ale nie słyszałem, by którakolwiek ze stron obrażała tych widzów, którzy nie byli po żadnej ze stron. Kibice PO również tego nie zrozumieli. Najpierw sugerując, że beneficjenci 500+ zapewne pieniądze przepiją i ścigając się w pogardzie dla biedniejszych Polaków, następnie obierając sobie za cel tzw. symetrystów, całkowicie kłamliwie sugerując, iż ten, kto potępia zamach na niezależność sądownictwa, a równocześnie dostrzega np. ograniczenie dziury VAT, w istocie popiera PiS, a przed samymi wyborami sugerując, iż ten, kto nie czytał książek Olgi Tokarczuk, to prostak i zwolennik PiS. Co w sytuacji, gdy książek naszej noblistki nie przeczytało zapewne 95 proc. społeczeństwa, było po prostu wyjątkowo szkodliwe (dla opozycji).
Na stadionie Legii byłem w życiu raz. Znacznie częściej bywam na różnego rodzaju konferencjach, debatach i konwentyklach, które gromadzą tak zwane liberalne elity. Przez ostatnie cztery lata imprezy te absolutnie niczym nie różniły się od tych sprzed zwycięstwa wyborczego Prawa i Sprawiedliwości. Naczelną zasadą nadal jest to, że ma być miło, nie należy mówić rzeczy kontrowersyjnych ani się wychylać. Skład paneli dyskusyjnych niemal zawsze gwarantuje, że będzie grzecznie, przewidywalnie i nudno. Fermentu intelektualnego nie ma niemal w ogóle. Młodsi wiekiem dopuszczani są na tak zwane salony, tylko jeśli są klonami starszego pokolenia. Syte liberalne koty teoretycznie dopuszczają do głosu młode kocięta, ale tylko po ich uprzedniej kastracji. W efekcie kibice głównej siły opozycji są całkowicie niezdolni do ogłuszającego dopingu, a już na pewno nie stać ich na to, by skandować „K… mać! Platforma grać”. Młoda drużyna mogłaby mimo to wygrać. Drużyna oldboyów w takiej sytuacji mogła co najwyżej liczyć na to, że drużyna przeciwna strzeli pod koniec meczu kilka bramek samobójczych. Tak się jednak nie stało.
Pytanie, które warto sobie zadać, brzmi: czy liberalni Polacy czują się dobrze reprezentowani przez drużynę, która po raz kolejny przegrała? I czy należy ograniczyć się do budowy nowej drużyny, czy też może zająć trochę miejsc na żylecie? ©℗