Niemiecka prasa komentując powtarzane przez unijnych i niemieckich polityków wezwania, by Turcja wycofała się z Syrii stwierdza, że nie mają one żadnego znaczenia. UE ma bowiem ograniczone możliwości nacisku na prezydenta Erdogana.

"Europa jest świetna w wygłaszaniu wielkich, ale nic nie wnoszących przemówień na kolejnych szczytach. Od momentu zawarcia paktu dot. migrantów Bruksela pogodziła się z tym, że jest zakładniczką Ankary i nie robi nic, żeby to zmienić nawet w obliczu katastrofy w Syrii. Ci, którzy, podobnie jak UE, nie mają środków lub nie chcą ich użyć, nie powinni zbyt głośno gardłować" - radzi konserwatywny "Muenchener Merkur" ze stolicy Bawarii.

Z kolei liberalny tygodnik "Die Zeit" z Hamburga uważa, że Europejczycy zbyt długo, z przyzwyczajenia, łudzili się, że sprawę rozwiążą sami Amerykanie. "Tak oto został zmarnowany cenny czas. Być może zamiast udawać, że zamieszanie jest przejściowe i skończy się wraz z przegraną prezydenta (Donalda) Trumpa w wyborach, należałoby uznać wycofanie się Amerykanów (z północnej Syrii) jako strategiczny fakt" - postuluje magazyn.

"Reutlinger General Anzeiger" z Badenii-Wirtembergii przypomina, że prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan nazwał szefa niemieckiej dyplomacji Heiko Maasa "politycznym dyletantem". Turecki przywódca zareagował w ten sposób na krytykę ze strony ministra tureckich działań w Syrii i poparcie częściowego wstrzymania eksportu broni.

"Naprawdę bolesne i niebezpieczne w szyderstwie Erdogana jest to, że zasadniczo ma on rację. Niemcy i Europa mają niewielki wpływ na konflikt w Syrii. Ponadto Turcja ma potężny instrument wpływu w postaci umowy dotyczącej migrantów" - konstatuje dziennik, dodając, że Erdogan bezlitośnie wykorzystuje tę słabość.

Reklama

Z kolei wpływowy regionalny dziennik z Dolnej Saksonii "Neue Osnabruecker Zeitung" przypomina, że coraz bardziej palącym problemem staje się kwestia ewentualnego przyjęcia przez Niemcy swoich obywateli, którzy walczyli po stronie Państwa Islamskiego i do niedawna byli przetrzymywani przez Kurdów.

"Państwo prawa tylko do pewnego stopnia może sobie samo wybierać obywateli. Kto ma niemiecki dokument tożsamości, musi zostać przyjęty z powrotem. Jeśli popełnił przestępstwo, to jego miejsce jest w sądzie. A jeśli stanowi zagrożenie, to musi być dokładnie inwigilowany" - orzeka "NOZ".

>>> Czytaj też: Będą kolejne grabieże ziemi i aneksje? Putin i Erdogan udowadniają, że to się opłaca [OPINIA]