- Świat przechodzi niezwykłą transformację energetyczną, gdy tańsze odnawialne źródła energii spychają paliwa kopalne w ich własną śmiercionośną przepaść - pisze w felietonie dla Bloomberga David Fickling.

Od Gór Skalistych, przez Nadrenię, aż po australijskie Wielkie Góry Wododziałowe ˗ wielki przemysł węglowy zanika.

Całe dorzecze rzeki Powder, regionu obejmującego stany Montana i Wyoming, które dostarczają około połowy amerykańskiego węgla energetycznego, jest „zaniepokojone” – napisało w raporcie z zeszłego tygodnia Moody’s Investors Service. Wszystkie firmy produkujące tam węgiel koncentrują się obecnie na wydobyciu surowca koksowego w innych częściach USA – napisała agencja ratingowa. - Produkcja prawdopodobnie znacznie spadnie w 2020 roku – dodała.

Prognozy Agencji Informacji Energetycznej cytowanej przez Moody’s mówią, że produkcja surowca w zachodnim regionie zdominowanym przez firmy zlokalizowane w dorzeczu rzeki Powder, spadnie w 2020 roku do 339 mln ton amerykańskich z 418 mln ton wyprodukowanych w 2018 roku, czyli o 19 proc. (oraz o 42 proc. z 592 mln ton w porównaniu z 2010 rokiem). Większość tego spadku nastąpiła, gdy energia elektryczna pozyskiwana z węgla była tańsza niż z alternatywnych źródeł, chociaż sytuacja ta ulega odwróceniu. Porównywalna obniżka w nadchodzącej dekadzie może doprowadzić do zamknięcia prawie każdej kopalni w dorzeczu.

W Australii, drugim największym eksporterze węgla po Indonezji, występuje podobny trend. Moce nowych projektów OZE, którym przodują farmy solarne, wynoszą obecnie 133 gigawaty – wynika z danych grupy badawczej Rystad Energy. To w połączeniu z zalewem projektów magazynowania energii, które zostaną zrealizowane do 2025 roku, oznacza, że elektrownie węglowe mogą zaniknąć do 2040 roku – twierdzi grupa.

Reklama

W Europie zmiany zachodzą w tym samym kierunku. Niemcy, które długo były uważane za jedno z ostatnich bogatych państw wspierających energetykę węglową, notują gwałtowny spadek jej produkcji w wyniku redukcji zysków wynikających z rosnących kosztów tzw. kredytów węglowych i spadających kosztów zakupu gazu. Tegoroczne i przyszłoroczne teoretyczne marże (teoretyczny zysk z prowadzenia elektrowni węglowych, liczony w oparciu o ceny paliw, energii i węgla) przez większą część roku utrzymują się na ujemnym poziomie.

Elektrownie RWE AG i Uniper SE są nadal w stanie wiązać koniec z końcem, wykorzystując kredyty węglowe zakupione w poprzednich latach, gdy ich ceny znajdowały się w okolicach 5 euro (5,57 dol.) ˗ obecnie kosztują 25,93 euro. W końcu ich zapas wyczerpie się. O ile gaz nie zdrożeje, a węgiel nie stanieje, niemiecki cel zakończenia produkcji energii z węgla do 2038 roku zostanie zrealizowany 15 lat wcześniej.

Co ciekawe, trend ten wymiata z rynku nawet węgiel brunatny czy lignit, czyli tańsze i bardziej zanieczyszczone odmiany surowca, które były postrzegane w Niemczech jako bardziej odporne rynkowo niż droższy węgiel kamienny. Elektrownie RWE opalane lignitem zanotowały w ciągu sześciu miesięcy tego roku (do czerwca) spadek mocy rok do roku o 28 proc., co oznacza obniżkę o 9,9 terawatogodzin.

Sytuacja węgla pogarsza się nawet w regionach, które były postrzegane jako jego ostatnia nadzieja. Liczba rozpoczętych budów elektrowni cieplnych w południowo-wschodniej Azji spadła w tym roku do zera wszędzie poza Indonezją. Nawet tam, zdolność produkcyjna nowych elektrowni wynosi 1500 megawatów, czyli odpowiada mocy zaledwie pięciu-sześciu elektrowni – wynika z opublikowanego w środę raportu grupy badawczej Global Energy Monitor, która opowiada się za wycofywaniem paliw kopalnych.

Świat przeszedł w ciągu ostatniej dekady niesamowitą energetyczną transformację, ale znaczna część tego procesu, podobnie jak w przypadku gór lodowych, znajduje się „pod powierzchnią”. Odnawialne źródła energii są tańsze od węgla prawie wszędzie. Perspektywa ta była uważana za nieprawdopodobną jeszcze w 2006 roku, czyli w czasie publikacji dokumentu Stern Review o klimatycznych zmianach i nie była traktowana jako poważna opcja. Istniała jedynie słaba nadzieja, że badania i rozwój mogą pewnego dnia zmienić scenariusz wydarzeń.

Wielką nadzieją dla węgla nie jest obecnie jego konkurencyjność rynkowa ale rządowe wsparcie. Sektor ten nie jest bowiem w stanie samodzielnie przetrwać w dobie walki z zanieczyszczeniami wywołującymi choroby oraz degradację środowiska, które dotkną przyszłe pokolenia.

Możliwe, że pomoc ta zadziała w kilku regionach ˗ przykładem jest zeszłotygodniowe przemówienie premiera Chin Li Kequianga przed Narodową Komisją Energetyki, w którym wychwalał krajowe zasoby węgla i wycofał się ze złożonych obietnic przyśpieszenia wdrażania OZE.

Każda branża, która szkodzi swoim konsumentom, zanieczyszcza planetę i jest uzależniona od politycznego wsparcia, żyje na kredyt. Spadki w produkcji energii węglowej na wielu kontynentach są objawem bolesnej śmierci technologii, która gwałtownie wychodzi z użycia. Ludzkość nadal będzie walczyła o szybką redukcję emisji, która zatrzyma dewastujące klimat zmiany, ale nie zdziwcie się, jeśli branża ta upadnie znacznie szybciej niż ludzie mają nadzieję.

>>> Czytaj również: Niemiecka energetyka wiatrowa traci impet. Zagrożonych jest 40 proc. miejsc pracy